Sprawa Romana Polańskiego budzi kontrowersje nie tylko w Polsce i USA, gdzie reżyser nadal jest ścigany za zgwałcenie w odbyt 13-letniej dziewczynki. O jego kryminalnej przeszłości nie zapomniały także Francuzki, które protestowały przeciwko tolerowaniu jego osoby na jednej z najbardziej prestiżowych imprez filmowych - wręczeniu Cezarów.
Jednocześnie Polański zdobył nową sojuszniczkę. Jego wizerunek w mediach ociepla 24-letnia już córka, która ma więcej empatii w stosunku do 84-letniego ojca niż do jego o 30 lat młodszej ofiary, która całe spędziła całe życie w cieniu dziecięcej traumy.
Od kiedy polskie sądy zadecydowały, że nie dokonają ekstradycji Polańskiego, żeby stanął przed wymiarem sprawiedliwości USA, reżyser poczuł się dużo pewniej. Teraz może spełniać swoje marzenia i kręcić kolejne filmy w Polsce. To nie zmniejszyło jego apetytu na karierę, bo wie, że przy jego dorobku kolejnym wyzwaniem jest powrót na rynek amerykański. Podjął zatem próbę wpłynięcia na sąd w USA, żeby wycofano zarzuty pod jego adresem o zgwałcenie Samanthy Geimer.
Przeciwko reżyserowi postawiono aż pięć zarzutów: gwałt z użyciem narkotyków, perwersję, sodomię, lubieżny akt z dzieckiem poniżej 14. roku życia oraz podania zakazanych substancji nieletniej. Polański liczy na to, że wszystkie zostaną wycofane. Jego argumenty nie dotyczą tego, że nie popełnił przestępstwa, ale że to amerykański sędzia uwziął się na nim z powodu swoich ambicji.
Słynny prawnik Polańskiego, Harland Braun, zwrócił się już do najwyższego sądu hrabstwa Los Angeles z prośbą o ujawnienie utajnionego porozumienie z sędzią. Według dokumentu filmowiec za gwałt analny z użyciem narkotyków miał spędzić w więzieniu 48 dni, na co sędzia się zgodził. Z tego skazany odsiedział 42 dni, po których... został wypuszczony.
Wtedy sędzia Laurence Rittenband miał zmienić decyzję i przekazał prokuraturze, że karą dla Polańskiego jest 50 lat w więzieniu. To ten moment reżyser wykorzystał, żeby uciec do Europy. W Szwajcarii został zatrzymany i spędził 334 dni w domowym areszcie podczas gdy amerykański wymiar sprawiedliwości starał się o nakaz ekstradycji. Sprawa skończyła się inaczej i filmowiec trafił do Polski, gdzie uznano, że odsiedział swoje. Teraz jego prawnik próbuje nakłonić władze USA, że to wystarczająca "kara".
Według obrońcy reżysera powodem zamieszania było to, że sędzia Rittenband chciał się wykazać i liczył na awans, dlatego podwyższył karę dla gwiazdy środowiska filmowego. Jest przekonany, że 42 odsiedziane dni za kratami to wystarczająca niewygoda za gwałt i zniszczenie 13-latce dzieciństwa.