Piotr Kraśko i Kinga Rusin znają się od dzieciństwa. Wychowywali się na tym samym podwórku na warszawskim osiedlu Za Żelazną Bramą. Rodzice obojga byli związani z mediami publicznymi. Piotr jest synem Barbary Pietkiewicz, znanej producentki telewizyjnej, a mama Kingi, Maria Rusin, pracowała przez wiele lat w TVP w biurze handlu zagranicznego.
W latach 90. dzięki pomocy rodziców oboje rozpoczęli pracę w telewizyjnej Jedynce. Z czasem ich drogi zawodowe rozeszły się, ale relacje pozostały bliskie. Kinia przyjaźni się też z żoną Piotra, Karoliną Ferenstein.
Kiedy w styczniu zeszłego roku prezenter został zwolniony z TVP "za rzucanie diabelskich spojrzeń", dyrektor TVN-u uznał, że to świetna okazja, by wykorzystać jego przyjaźń z Kingą w paśmie śniadaniowym. W kwietniu zeszłego roku Piotr zadebiutował u jej boku jako prowadzący weekendowych wydań Dzień Dobry TVN.
W wywiadach mówił, że czuje się przy Kini tak miło, bezpiecznie i prawie rodzinnie, że czasem oboje zapominają, że są w pracy.
Jak donosi Super Express, Kindze zdarza się to częściej niż Piotrowi. Podobno poczuła się tak rozluźniona, że przestała nawet przygotowywać się do programu.
Piotr narzeka, że Kinga przychodzi nieprzygotowana na plan - ujawnia pracownik TVN-u. Przychodzi od razu na rozpoczęcie programu. Piotrek jest 30 minut wcześniej, aby się przygotować. Nie korzysta z kartek, a Kinga czasem się w nich pogubi. Kilka razy podważała na wizji wiedzę Piotrka, docinała mu. A i tak się okazywało, że to on miał rację, bo był przygotowany. Sama się ośmieszała.
Podobno Kinga ma żal do Kraśki o jego profesjonalne podejście do pracy, bo przez to sama wypada słabiej. Doszło nawet do tego, że przestali jadać razem obiady i pić kawę. Rusin nie pojawiła się na kuligu organizowanym corocznie w Gałkowie. Podobno jest też zazdrosna o sympatię, jaką Piotrowi okazuje cała ekipa. Ponoć żali się po cichu, że jej nikt nigdy nie podawał kanapek ani nie robił kawy.
Przypomnijmy, że poniosła w tym roku jeszcze jedną, bolesną porażkę: Rusin nie pojedzie na Oscary! "Słynie z fochów i życzy sobie biletu w pierwszej klasie"
Naprawdę współczujemy.