Wczorajszy wieczór zdecydowanie zostanie zapamiętany dzięki największej wpadce w historii rozdania Oscarów. Jeszcze nigdy zdobywca statuetki nie musiał oddawać jej na oczach milionowej widowni z całego świata. Ważnym punktem gali było też wyczekiwane przemówienie Jimmy’ego Kimmela, który bezlitośnie atakował Donalda Trumpa i jego politykę wobec imigrantów.
Galę oglądają miliony Amerykanów. Oscary transmitowane są do ponad 225 krajów, które teraz dzięki tobie nienawidzą USA - powiedział Kimmel. Kraj jest teraz podzielony. Ludzie mówią mi, że muszę powiedzieć coś, aby nas zjednoczyć. Nie jestem człowiekiem, który zjednoczy ten kraj.
Miliony ludzi nas teraz oglądają i jeśli każdy z nich poświęciłby minutę, aby skontaktować się z osobą, z którą się nie zgadza i porozmawiać, to wtedy Ameryka znowu byłaby wielka. To się zaczyna od nas - dodał.
Kimmel próbował także sprowokować Trumpa pisząc w trakcie gali dwa tweety. Jednak prezydent Stanów Zjednoczonych nie odpowiedział. Podczas rozdania Oscarów nie tylko prowadzący atakował Donalda i nowa politykę USA. Irański reżyser Asghar Farhadi w ramach protestów nie odebrał swojej statuetki za film The Salesman. Natomiast Alessandro Bertolazzi, który dostał statuetkę za charakteryzację, dedykował ją "wszystkim imigrantom".
**Zobacz też:
**