Konflikt Roberta Makłowicza z Telewizją Polską, której od 20 lat był "kulinarną twarzą" rozpoczął się kiedy telewizja Kurskiego zrealizowała "spot wizerunkowy", w którym - jak twierdzi kucharz-podróżnik użyto jego wypowiedzi przeklejonej z innego programu i zmontowano całość tak, aby widzowie mieli wrażenie, że Robert jest zachwycony "dobrą zmianą". Słowa "jest słodko i doskonale" rozpoczęły gorzką wymianę zdań, która zakończyła się wyrzuceniem Makłowicza z pracy.
Przypomnijmy: Kurski wyrzucił Roberta Makłowicza z TVP! "Absmak gorszy, niźli po konsumpcji płucek w barze dworcowym za Gomułki"
Kucharz domaga się teraz wycofania spotu, jednak jego reżyserka, Ewa Świecińska twierdzi, że zarzuty są nieuzasadnione, gdyż Robert znał scenariusz i wiedział w jakim kontekście będzie użyta jego wypowiedź. Zarzuciła mu również, że na planie był niemiły dla kolegów ze stacji i śmiał się z wypadku pani premier.
Kucharz postanowił zareagować na swoim Facebooku i wydał oświadczenie, w którym obstaje przy swojej wersji zdarzeń, a jednocześnie nie kryje irytacji całą sytuacją, którą nazywa "politycznym piekiełkiem".
Szanowni Państwo, pojawiają się kolejne głosy drugiej strony, jak niestety muszę nazwać mych interlokutorów z TVP. Zabrała go również Pani Ewa Świecińska, reżyserka odpowiedzialna za powstanie i kształt feralnego spotu. Zarzuca mi po wielekroć mijanie się z prawdą. Nie zamierzam jednak detalicznie roztrząsać jej wersji wydarzeń, gdyż tak się ona ma do rzeczywistości, jak śledź po japońsku do do Tokio i Osaki - napisał Makłowicz.
Nie dam się wciągnąć w tandetną brazylijską telenowelę, pełną pomówień i niemożliwych do sprawdzenia oskarżeń. Teraz mam się tłumaczyć z żartów na temat wypadku Pani Premier, za chwilę usłyszę, że podważałem gdzieś wynik bitwy pod Grunwaldem lub w pikelhaubie na głowie bezcześciłem narodowe symbole. To makiawelska taktyka wciągnięcia mnie w dyskusję znaną z politycznego piekiełka, po której nikt już nie będzie wiedział. kto ukradł rower, a komu go ukradziono. Ufam jednak, że w tym wypadku nie zdoła ona odnieść sukcesu.
Następnie w charakterystycznym dla siebie, kwiecistym stylu podkreśla po raz kolejny, że nigdy nie dostał scenariusza spotu i "niczego nie podpisywał".
Istota sporu jest bowiem prosta, jak amerykańska autostrada i klarowna, niczym alpejskie powietrze wiosną: nie dostałem scenariusza przed kręceniem spotu, zatem go też nie podpisałem, co jest normalną praktyką telewizyjną, gdy się komuś scenariusz wręcza, użyto w spocie jedynie części mej wypowiedzi, zmieniając w ten sposób jej pierwotny kontekst. Przez 20 lat trzymałem się z dala od polityki i teraz też nie dam się w nią wciągnąć. Niezależnie od tego, kto rządziłby telewizją publiczną, na podobną manipulacje zawsze zareagowałbym tak samo - podsumował.