Na początku lutego limuzyna przewożąca premier Beatę Szydło miała wypadek. Rządowe auto zderzyło się z fiatem seicento, za kierownicą którego siedział 21-letni Sebastian K. Według świadków i nagrań limuzyna premier nie była jechała na sygnale i nie miała uprawnień do przekraczania dozwolonej prędkości ani wyprzedzania na podwójnej ciągłej. Mimo to 21-letni kierowca usłyszał zarzuty spowodowania zagrożenia na drodze.
Sprawa stała się głośna zwłaszcza gdy Beata Szydło nazwała ją "polityczną" i napisała list do kierowcy. Zdecydowanie inaczej potraktowali go internauci, którzy zorganizowali internetową zbiórkę na nowe auto dla Sebastiana. Kwota zbiórki kilkukrotnie przekroczyła wartość zniszczonego samochodu. 21-latek już zapowiedział, że przekaże pieniądze na cele charytatywne.
21-letni Sebastian K. do tej pory unikał komentowania wypadku w mediach, zaznaczając, że nie chce pogarszać i tak trudnej już sytuacji. Zrobił jednak wyjątek dla magazynu Uwaga emitowanego w TVN. W ostatnim wydaniu wyemitowano rozmowę z kierowcą, który nie ukrywał zdenerwowania wypadkiem i przyznał, że do tej pory jest on dla niego źródłem stresu i nieprzespanych nocy:
Często zdarzają się nieprzespane noce, codziennie jest dużo stresu, chociaż staram się jakoś sobie z nim radzić. Mam nadzieję, że to się wszystko jak najszybciej skończy - powiedział.
Głównym wątkiem reportażu były jednak pytania o stwierdzenie Mariusza Błaszczaka, który poinformował media, że Sebastian przyznał się do winy na miejscu zdarzenia. Kierowca zapamiętał zdarzenie zgoła inaczej. Sebastian stwierdził nawet, że jego zdaniem Błaszczak po prostu skłamał:
Myślę, że tak [że Błaszczak skłamał - przyp. red]. Mnie zaskoczyło wystąpienie pana ministra.
Czyli to nie jest prawda, co mówi minister Błaszczak? Że kierowca przyznał się do winy? - dopytywał dziennikarz.
Słuchając jego słów poczułem się, jakbym już był skazany za to wszystko - dodał Sebastian.
Chłopak podpisał na miejscu oświadczenie, w którym przyznał, że był na miejscu zdarzenia i uczestniczył w kolizji. Nie potwierdził jednak, że przyznał się do winy. To zrobił za niego Mariusz Błaszczak.
Poczułem się jakbym był pionkiem w tej medialnej i politycznej grze. Jakby nie ode mnie, nie od faktów, zależało, co się ze mną później stanie - powiedział Sebastian K.
W mediach pojawiały się także informacje, że kierowca nie słyszał sygnałów dźwiękowych, jakie wydawała rządowa limuzyna. Rzekomo miał mieć na uszach słuchawki. 21-latek opisuje jednak, że te... zostały w domu:
Ktoś sobie to wymyślił. Słuchawki leżały w domu - wyznał. Miałem wrażenie, jakby TIR uderzył w auto. To był straszny huk.
Sebastian K. opisał też, że po zdarzeniu zabrano go do szpitala na badania krwi, mimo że już na miejscu wypadku zbadano go na wypadek obecności alkoholu we krwi.
Chłopak potwierdził też, że pieniądze ze zbiórki odda na cel charytatywny:
Byłem przerażony widząc, jak dużo osób zbiera pieniądze na ten cel. Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze - powiedział. Po wydaniu wyroku zostaną one przeznaczone na cele charytatywne.
_
_
_Kierowca seicento o wypadku z Szydło: "Poczułem się jak pionek w grze"_
**_
_**
_Zobacz też:_
**_
_**