Od ponad roku prezesem telewizji publicznej jest Jacek Kurski, który swoją polityczną karierę zbudował na lojalności wobec Jarosława Kaczyńskiego, co zagwarantowało mu sukcesy zawodowe. Kurski postanowił, że po raz pierwszy od 1992 roku to rząd wskazał prezesów TVP i Polskiego Radia. To on zdecydował również, że TVP powinna inwestować w osoby takie jak Anna Popek, Danuta Holecka czy Krzysztof Ziemiec. Nowi "pupile" prezesa bez większego problemu odnaleźli się w rzeczywistości, w której pracę straciło wielu ich kolegów, również tych, mających inne poglądy polityczne od prezesa.
Wobec fali zwolnień, Kurski musiał uzupełnić braki kadrowe w telewizji. Okazuje się, że robi to z prawdziwym rozmachem. Dziennikarze Gazety Wyborczej twierdzą, że na liście nowych pracowników TVP jest aż 245 nazwisk. Większość to stanowiska kierownicze, a wynagrodzenia tych osób szacowane są na dziesiątki tysięcy złotych.
Wśród nowych pracowników Kurskiego znaleźli się między innymi znana ze Smoleńska Beata Fido, czy narzeczona prezesa - Joanna Klimek, która w październiku ubiegłego roku rozstała się z TVP. W ramach rekompensaty zyskała sześciomiesięczną pensję przysługującą z tytułu klauzuli o niepodejmowaniu pracy dla konkurencji.
"Wyborcza" przytacza też historię dziennikarki, która przyszła na rozmowę z Kurskim po tym, jak straciła własny program. Prezes, który nie znalazł dla niej więcej czasu niż minutę na korytarzu, miał zwrócić się do niej słowami:
To ja pani jeszcze nie wypier*oliłem?
Wyborcza podsumowała też zarobki w TVP. Podczas gdy przy okazji wiosennej konferencji ramówkowej Kurski ubolewał, że telewizja publiczna ma "znacznie mniejsze zasoby finansowe" niż komercyjne stacje telewizyjne, aktualna pensja szefa TVP ma się mieścić w granicach 30-52 tysięcy złotych.
Kurski jest z pewnością zadowolony. Teraz, gdy lada dzień ma się znowu ożenić, każdy dodatkowy zarobek na pewno mu się przyda.