Marta Kaczyńska nie mając chyba pomysłu na swoją karierę postanowiła zostać publicystką prawicowego tygodnika wSieci. Na łamach "największej, polskiej konserwatywnej" gazety dzieli się z czytelnikami przemyśleniami na temat m.in. bieżącej sytuacji politycznej, czy dostępności tabletki "dzień po", które według niej "nastolatki łykają po kilka razy w miesiącu nie mając wiedzy jak to wpływa na gospodarkę hormonalną". Najwyraźniej po rozwodzie ze skazanym biznesmenem Marcinem Dubienieckim, Marta otworzyła się na nowe horyzonty i jest przekonana, że jej poglądy są równie ważne, co wpływowego wujka, prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Tym razem Marta w swoim cotygodniowym felietonie bliżej przyjrzała się sytuacji zawodowej mieszkańców Szczecina. Bratanica szefa Prawa i Sprawiedliwości pochyliła się nad losem Szczecinian, którzy musieli wyjechać "za chlebem" po upadku Stoczni Szczecińskiej. "Publicystka" z zaniepokojeniem pisze o tym, że "w mieście będącym najsilniejszym lokalnym ośrodkiem gospodarczym przez dekady", jak grzyby po deszczu wyrosły… salony psiej piękności.
Trudno sobie wyobrazić, by w tej części Polski zapotrzebowanie na pielęgnację czworonogów było aż tak duże - alarmuje. Wiadomo jednak, że szczecińskie urzędy pracy mogły z powodzeniem udzielać dofinansowania właśnie na działalność groomerską.
Kaczyńska postanowiła też po krótce opisać sytuację gospodarczą stolicy województwa zachodniopomorskiego. Jej zdaniem upadek stoczni zniszczył wiele dużych przedsiębiorstw związanych z przemysłem okrętowym, przez co "wielu mieszkańców zostało zmuszonych do emigracji". Jak zauważyła, to za czasów Platformy Obywatelskiej doszło do takich rozwiązań, a "zamiast zakładów szkutniczych powstały dyskonty". Na szczęście wizerunek Szczecina odmieni obecny rząd. Jak przypomina Marta, rząd Beaty Szydło doprowadził na początku roku do przełamania tej "pesymistycznej i groteskowej tendencji".
No i kto by pomyślał, że jednym z zadań rządu Beaty Szydło będzie walka ze szczecińskimi salonami psiej piękności…