W 2014 roku lider zespołu Bayer Full, Sławomir Świerzyński, wydając autobiografię ogłosił się Cesarzem Disco Polo, nawiązując do swojego szumnie ogłoszonego przez media "podboju Chin". Nagrał swoje największe "hity" po chińsku i wszędzie opowiadał o niezwykłej popularności, jaką cieszy się disco polo w Kraju Środka i sprzedanych ponad 60 milionach płyt. Napisał też, że "chce zagrać na noworocznej gali w Pekinie dla miliardowej publiczności" oraz zapewnił w wywiadzie, że "Chiny leżą u stóp".
Świerzyński okazał się też bardzo przedsiębiorczym muzykiem, gdyż już dwa lata później planował "podbój Arabii Saudyjskiej", mimo że chwilę wcześniej w kampanii wyborczej występował w chińskim stroju i mówił "NIE dla Islamizacji Polski". Najwyraźniej jego odpowiedzią była polonizacja islamu.
Choć Świerzyński miał odnieść niebywały sukces w kraju o największej liczbie ludności na świecie, to jednak mimo zapowiedzi nie dostał nawet zaproszenia do Tańca z Gwiazdami. Prawdopodobnie skazał go na to fakt, że wcale nie zdobył sławy w Chinach, a śpiewane w orientalnym języku piosenki wypromował głównie na... polskich weselach i koncertach, przebrany w stylizowany kostium.
O jednej z największych ściem w historii disco polo opowiedziała na swoim kanale YouTube blogerka Weronika Truszczyńska, która na co dzień mieszka w Szanghaju i nagrywa swoje opowieści o zderzeniu kultury polskiej z miejscową.
Truszczyńska podkreśliła, że w Chinach popularne są trzy gatunki muzyki, które są bezkonkurencyjne: koreański pop, muzyka regionalna oraz muzyka amerykańska, zwłaszcza Justin Bieber, Black Eyed Peas, Avril Lavigne, a obecnie Taylor Swift. Czy wśród takich gwiazd znalazło się miejsce dla Bayer Full?
Oczywiście zawsze pojawia się pytanie: "No a co z polskim disco polo? Bo ja słyszałem..." I w tym momencie jest pięć-dziesięć minut bulszitu, który nigdy nie miał miejsca, a który został tylko wykreowany przez polskie media. Umówmy się: polskie disco polo nigdy nie było popularne w Chinach. Nigdy - powiedziała Weronika.
Do polskich mediów przedostała się informacja, że polska grupa discopolowa Bayer Full będzie robić wielką karierę w Chinach i już sprzedali sześćdziesiąt-ileśtam milionów płyt. Świetnie, fajnie, tylko, że takie coś nigdy nie miało miejsca. Jaka jest w takim razie prawda?
Polski, swojski zespół Bayer Full nagrał płytę w języku chińskim. Która została wydana tylko w Polsce. Ona nigdy nie ujrzała światła dziennego w Chinach. Ktoś mi w ogóle kiedyś powiedział, że zespół ten grał koncerty z nadania rządu. To jest oczywiście nieprawdą, bo zespół nie zagrał nigdy żadnego koncertu w Chinach. Oczywiście tam były próby podbicia rynku w Chinach - przecież po coś powstały te piosenki po chińsku - tylko że to po prostu "nie pykło". A to, że telewizja polska podała, że sprzedali sześćdziesiąt-ileś milionów płyt, już podpisali kontrakt, to było po prostu jedno wielkie kłamstwo.
Faktycznie, choć zespół zrobił sobie wycieczkę do Chin i nagrał tam wideoklipy, to nie pochwalił się żadnym nagraniem z koncertu. Co więcej, piosenki opublikowane na YouTube opisane są po polsku, więc nie dla chińskich fanów. Większość z nich ma nie więcej niż kilka tysięcy wyświetleń, co jest wręcz nieprawdopodobne w przypadku zespołu, którego debiutancki album na tamtejszym runku miał być hitem sprzedanym w 60 milionach kopii.
Truszczyńska pokazała też, że po wpisaniu w Google "Bayer Full w Chinach" wyskakują głównie tabloidowe doniesienia o "milionach fanów" zespołu w Azji. Świerzyński jednak nie powinien narzekać, bo na fali tej promocji miał swoje "pięć minut" w polityce.
Może jednak znajdzie nagrania, które udowodnią jego błyskotliwą karierę w Chinach i dostanie w końcu zaproszenie do Tańca z Gwiazdami, by móc zostać "cesarzem parkietu"?