Nikt nie spodziewał się, że wczorajszy koncert Ariany Grande w Manchesterze skończy się tragedią. Podczas występu 23-letniej amerykańskiej wokalistki, idolki nastolatek, prawdopodobnie zamachowiec-samobójca zdetonował bombę, a w wyniku eksplozji zginęły 22 osoby i 59 pozostało rannych. Do ataku terrorystycznego przyznało się już tzw. Państwo Islamskie, co jeszcze nie zostało oficjalnie potwierdzone przez brytyjskie służby.
Choć rano Konsulat RP w Manchesterze poinformował na swojej stronie internetowej, że "nie posiada informacji o tym, aby wśród poszkodowanych znajdowały się osoby narodowości polskiej", wśród uczestników koncertu było małżeństwo z Polski - Angelika i Marcin Klis. 20-letnia córka Polaków, na co dzień mieszkających w Yorku, zaapelowała na Facebooku do wszystkich, którzy widzieli jej rodziców w feralnym dniu. Jak relacjonuje Ola, jej rodzice zaginęli po zamachu w Manchesterze. Gdy nie odbierali telefonów, natychmiast obdzwoniła szpitale w mieście, jednak w żadnym z nich nie ma zaginionych. Dziewczyna poprosiła o pomoc internautów.
20-letnia Ola prosi o kontakt każdego, kto zobaczy jej rodziców. Pisze, że nie ma z nimi kontaktu od czasu ataku terrorystycznego, który miał miejsce na Arena Manchester w czasie koncertu Ariany Grande.
Ciocia z wujkiem zawieźli Olę i jej młodszą siostrę Patrycję na koncert - na co dzień mieszkają w Yorku. Potem mieli je odebrać sprzed wejścia na koncert, ale się nie udało. To zdjęcie, które Ola dodała do swojego apelu ciocia zrobiła ledwie godzinę przed końcem koncertu - tłumaczy Natalia, kuzynka Oli w rozmowie z Wirtualną Polską.
Według oficjalnych komunikatów wśród ofiar zamachu nie było Polaków. Telefony wujostwa milczą. Jak dzwoni się na komórkę cioci to nie ma w ogóle sygnału - opowiada Natalia. Dziewczyna podkreśla, że to wszystko, co w tym momencie wie rodzina zaginionych.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest poinformowane o sprawie i pozostaje w kontakcie ze służbami brytyjskimi.