Odkąd na jaw wyszła historia radnego Praw i Sprawiedliwości Rafała Piaseckiego, który postanowił być dla swojej żony katem i treserem "w imię Boże", uwaga mediów zwróciła się ku relacjom małżeńskim innych polityków. To, że Karolina Piasecka opublikowała nagrania awantur, bicia, poniżania i zmuszania do seksu, ośmieliło innych do ujawniania podobnych zachowań. Głośno się zrobiło o radnym PiS-u z Piotrkowa Trybunalskiego, Sławomirze Dajczu - nie miał tak "wyrafinowanego" języka jak Piasecki, nazywający swoją żonę "chujem", "tępym frajerem", czy "pedałem" - jednak określanie Anny Dajcz mianem "łachudry" i "świni" przynosiło podobny skutek.
Dajcza i Piaseckiego łączy nie tylko związek z PiS-em, ale także żarliwa wiara. Ten pierwszy zarzeka się, że tylko dwa razy opuścił pielgrzymkę do Częstochowy, a drugi wierzy, że wszystko robił z katolickiej miłości, uświęconej sakramentem małżeństwa.
Serwis OKO.press postanowił sprawdzić, czy uwłaczające wypowiedzi pod adresem kobiet to jedynie osobliwe podejście do tego, jak powinna wyglądać "tradycyjna rodzina", czy też przekłada się na inne dziedziny życia. Okazuje się, że niewybredne teksty słyszy także wiele posłanek w Sejmie, a ich autorami są najczęściej... posłowie PiS: Piotr Kaleta, Marek Suski i Dominik Tarczyński. Kilka niechlubnych wypowiedzi pod adresem koleżanek wypowiedziała także Beata Mazurek, rzeczniczka PiS-u.
Okazuje się, że najmocniejsze słowa padające w Sejmie to wcale nie te, które wygłoszono na mównicy do mikrofonów. Dziennikarze dotarli do stenogramów, na których zapisywane są komentarze padające także z sali, których duża część jest wyjątkowo niewybredna.
Kiedy Sejm omawiał kontrowersyjną ustawę antyaborcyjną Ordo Iuris, na mównicę weszła posłanka Joanna Mucha, o której rozwodzie i przejęciu opieki nad dziećmi przez męża rozpisywały się media. Gdy przemawiała zarzucając PiS-owi rozpętanie wojny ideologicznej, Mazurek powiedziała jej: Dzieckiem się zajmij, kobieto. Do uszczypliwości związanych z dziećmi dołączył się Suski.
Podczas dyskusji nad wycofaniem prawa do zakupu antykoncepcji awaryjnej bez recepty na mównicy wystąpiła Monika Wielichowska, która w gabinecie cieni PO jest pełnomocniczką do spraw równego traktowania. Zwróciła się wtedy do Jarosława Kaczyńskiego mówiąc, że będzie miał przeciwko sobie Czarny Protest, którego jednym z symboli były czarne parasole.
- Być może, pośle Kaczyński, wygra pan tę bitwę, ale obiecuję: wojnę pan przegra. Przegra pan z kobietami, bo kobiety nie złożyły parasolek.
- Mózg złożyły - skomentował Tarczyński.
Do Tarczyńskiego dołączył równie rozbawiony Kaleta, gdy obaj przygadywali Bartoszowi Arłukowiczowi.
- Sposób, w jaki traktujecie państwo kobiety, pokazuje, że boicie się debaty z nimi, boicie się stanąć twarzą w twarz. I powiem, panie marszałku, że to, co zrobiliście, jest skandalem.
- Siadaj! - powiedział mu Tarczyński.
- Będziemy oczekiwali wyjaśnień na piśmie. Ale tak po męsku panu powiem, panie marszałku, niech pan nie zaczyna z kobietami, bo pan wie, jak to się skończy.
- Siadaj! - przeganiał go Tarczyński.
- W moim przekonaniu kończy się przyjemnie - śmieszkował Kaleta.
Kaleta i Suski byli też bardzo podekscytowani wystąpieniem posłanki Joanny Scheuring-Wielgus, którą zaatakowali już na początku wypowiedzi.
- Panie Marszałku! Wysoka Izbo! - zaczęła posłanka.
- Precz z dyktaturą kobiet! - wypalił Suski.
- Ten projekt Prawa i Sprawiedliwości tak naprawdę jest tylko po to, aby odwrócić uwagę od wszystkich wpadek, które Prawo i Sprawiedliwość wyrządza Polsce od 10 przynajmniej miesięcy - ciągnęła Scheuring-Wielgus. Ta uchwała nic nie wnosi, niczego nie ulepsza, mydli oczy.
- Nie patrzysz mi w oczy - zauważył Kaleta.
- Co wspólnego z prawami rodziny ma zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci, które niedługo umrą, pośle Kaczyński?
- Asiu, patrz mi w oczy - nie dawał za wygraną Kaleta.
- Co wspólnego z prawami ma niechlujnie przygotowana ustawa o edukacji, pani minister Zalewska?
- Dyktatura kobiet - podsumował Suski.
Innym razem Kaleta zrobił kąśliwą uwagę pod adresem posłanki Kamili Gasiuk-Pihowicz jeszcze zanim zdążyła wypowiedzieć pierwsze zdanie na mównicy. Gdy marszałek sejmu przekazał jej głos, skomentował: Nie szkoda wam sukienek na to...
Serwis OKO.press zapytał Kaletę, co sądzi o swoich wypowiedziach pod adresem koleżanek z Sejmu. Poseł nie był w stanie ukryć dumy i samozadowolenia.
Słyszę od moich kolegów i z PiS-u, ale także z opozycji, że mam takie specyficzne poczucie humoru - cieszył się. I myślę, że to jest jeden z takich elementów, tak, że czasami, kiedy jest zbyt poważnie na sali obrad, myślę, że taka atmosfera rozluźniająca trochę się przyda. Taka rola mi przypadła. Moja żona w domu nie ma z tym kłopotów, czasami nawet dostaję od niej po głowie. No ale to cóż, to tez ma swój charakter, swój koloryt - przekonywał. Nie no, czasami te komentarze jednak mają ten swój taki dość uszczypliwy charakter, ale są sytuacje, kiedy taki powinny mieć.
Faktycznie, poczucie humoru Kalety jest specyficzne, bo nie wyostrza się w przypadku kolegów. Żaden z wymienianych posłów nie kazał patrzeć sobie w oczy Jarosławowi Kaczyńskiemu, ani nie twierdził, że z kolegami też kończy dobrze. Zapewnia jednak, że później w kuluarach dostaje gratulacje. Innego zdania są jednak same polityczki.
W ogóle pan poseł Kaleta bardzo chciałby, aby zwracano na niego uwagę, więc ostentacyjnie i głośno się wypowiada. No cóż, ale tym nie zdobędzie sobie słuchaczy - skomentowała docinki posłanka Scheuring-Wielgus. Tak naprawdę chodzi tylko o to, aby głośno przerywać innym mówiącym i głośno klaskać - i tutaj w duecie z panem Tarczyńskim.
Zachowanie posłów jest bez wątpienia skandaliczne i żenujące, ale fakt, że do równie nienawistnych uwag dorzucają się również inne kobiety jest po prostu smutny.