Magda Gessler od lat kreuje się na autorytet kulinarny i znawczynię każdej kuchni, w czym niewątpliwie pomaga jej TVN, produkując kolejne sezony Kuchennych Rewolucji. Celebrytka niemal w każdym odcinku daje upust swoim emocjom, obrażając i wyzywając zdesperowanych właścicieli restauracji. Zresztą od kilku lat toczą się sprawy przeciwko jej "metodom pracy", a uczestnicy nieudanych rewolucji próbują dochodzić sprawiedliwości w sądzie. Najdłużej jednak trwała sprawa Doliny Charlotty, gdzie celebrytka nie chciała zapłacić rachunku na 4,5 tysiąca złotych za kilkudniowy pobyt i nie zgodziła się na rabat w wysokości 1000 złotych, uznając go za zbyt niski (!). Gessler postanowiła całą sprawę nagłośnić w mediach, przy okazji obrażając na swoim profilu na Facebooku menedżera hotelu, który wytoczył jej proces sądowy o zniesławienie. Celebrytka nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Argumentowała, że... "ratuje ludziom życia". Sprawa ciągnęła się latami, głównie ze względu na to, że celebrytka nie stawiała się w sądzie. Na początku 2016 roku skazano ją za zniesławienie i zasądzono śmiesznie niską karę odszkodowania.
Mogłoby się wydawać, że sprawa z Doliną Charlotty nauczyła Gessler więcej pokory. Niestety, wygląda na to, że 63-letnia celebrytka nie zamierza zmieniać pewnych nawyków i wciąż czuje się gwiazdą, której wszystko się należy. Ostatnio restauratorka odwiedziła jedną z dużych, kulinarnych imprez, które zgodziła się firmować własnym nazwiskiem. Częścią imprezy był bankiet dla gości, gdzie wręczano nagrody za zgłoszone do konkursów produkty. Magda miała poprowadzić wręczenie nagród i zapowiedziano ją jako "gwiazdę wieczoru". Jak relacjonują goście wydarzenia, restauratorka przyszła na imprezę mocno spóźniona i od razu wszystko "zaczęło jej się nie podobać" - zarówno wystrój sali, w której odbywał się bankiet, jak i sami goście.
Gessler zjawiła się o godzinie 22, czyli po godzinie od rozpoczęcia się bankietu i od razu wszystko jej się nie podobało- tłumaczy gość imprezy. Nie chciała wejść do sali, w której odbywał się bankiet. Stanęła w progu sali i stwierdziła, że jest za mocne światło więc obsługa od razu je zgasiła. Narzekała, że muzyka gra jak w remizie, że krzesła przy stołach są brzydkie "jak w oborze", a towarzystwo jest już pijane. Choć było specjalnie dla niej i jej znajomych przygotowane miejsce twierdziła, że nie ma gdzie usiąść.
Jak twierdzi nasz informator, Gessler za udział w imprezie dostała honorarium w wysokości 300 tysięcy złotych, a każdy z gości musiał zapłacić 180 złotych za wejściówkę na bankiet.
W końcu restauratorka odwróciła się na pięcie i wyszła. Jeszcze widzieliśmy z balkonu jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Zanim odjechała to przez kolejne 30 minut ktoś z nią negocjował, żeby wróciła na bankiet, ale bezskutecznie. Ludzie byli zszokowani jej zachowaniem i jeszcze z balkonu krzyczeli: "Pani Magdo, ale my za to zapłaciliśmy, proszę wracać!". Jesteśmy zszokowani i nie umiemy pozostawić tego bez komentarza.
Jeśli chcecie się z nami podzielić podobnymi historiami na temat kapryśnych celebrytów, piszcie maile: donosy@pudelek.pl.