Debata na temat in vitro wywołuje w Polsce sporo emocji. Niestety, zamiast rzetelnych danych oraz opinii ekspertów coraz częściej przychodzi nam wysłuchiwać skandalicznych opinii osób pokroju Terlikowskiego oraz przedstawicieli kościoła, którzy słyszą "krzyk zarodków" i uważają ten sposób radzenia sobie z niepłodnością za grzech.
Do grona samozwańczych "specjalistów" w tej dziedzinie dołączyła właśnie radna Prawa i Sprawiedliwości z Poznania, która porównała dzieci urodzone dzięki tej metodzie... do zwierząt pochodzących z klonowania.
Dyskusja odbywała w studiu regionalnej telewizji WTK, gdzie rozmawiano o pomyśle wprowadzenia miejskiego programu finansowania zabiegów. Miasto dopłacałoby pięć tysięcy złotych każdej parze, która skorzystałaby z programu.
Nie spodobało się to Ewie Jemielity, która skrytykowała inicjatywę, a samo in vitro nazwała "weterynaryjnym quasi leczeniem".
To quasi-leczenie, bo nie możemy powiedzieć, że to jest leczenie, tylko stosowanie metody reprodukcyjnej, dawniej nazywanej metodą weterynaryjną, do jakby powoływania do życia nowej istoty ludzkiej - ogłosiła radna.
Jej słowami zszokowany był obecny w studio profesor doktor habilitowany Leszek Pawelczyk z Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UM w Poznaniu.
Nie ukrywam, że jestem zdumiony stanowiskiem pani radnej. Mówienie o programie in vitro stosowanym u ludzi, że jest to metoda weterynaryjna, to znaczy że Pani, pomimo pełnienia funkcji społecznych, ogromne gremium młodych ludzi traktuje jak zwierzęta - denerwował się profesor. Nie mogę się uspokoić po usłyszeniu tego sformułowania.
Pani radna postanowiła jednak "doedukować" specjalistę i oznajmiła mu, że z in vitro pochodzi... owieczka Dolly.
Pierwsza była owieczka Dolly i jeśli będziemy przerzucać eksperymenty na zwierzętach na ludzi to pytanie gdzie jest granica - atakowała Jemielity.
Pawelczyk próbował sprowadzić radną na ziemię, tłumacząc jej, że myli dwa różne pojęcia.
Pani nie rozumie, że owieczka powstała w wyniku klonowania, a nie zapłodnienia pozaustrojowego. To są zupełnie dwie różne rzeczy więc najpierw trzeba zrozumieć istotę tego, o czym się mówi - wyjaśniał oburzony naukowiec, jednak pani polityk była oporna na te fakty.
Wygląda na to, że Krystyna Pawłowicz ma w poznańskiej Radzie Miejskiej mocną konkurentkę.