W lipcu miną trzy lata odkąd Dariusz K., prowadząc swoje luksusowe BMW z niedozwoloną prędkością ulicami Warszawy, potrącił śmiertelnie 63-letnią Ewę J., wracającą z niedzielnej wizyty u wnuków. Kobieta przechodziła prze ulicę zgodnie z przepisami - na pasach i zielonym świetle, jednak Dariusz nie miał akurat głowy do sygnalizacji świetlnej, bo, jak ustalili biegli, półtorej godziny wcześniej zażył kokainę.
18 kwietnia w warszawskim Sądzie Okręgowym zapadł prawomocny wyrok, skazujący Dariusza K. na sześć lat więzienia i zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na 10 lat. Sąd złagodził tym samym wyrok sprzed roku, skazujący celebrytę na siedem lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia samochodów.
Sędzia, uzasadniając wyrok, z żalem tłumaczyła, że na przeszkodzie wydaniu ostrzejszego wyroku stanęły niedociągnięcia proceduralne, głównie brak adnotacji w dokumentach, że oskarżony znajdował się pod wpływem narkotyków: Obrońca Dariusza K. cieszy się w tabloidzie: "Nasz klient nie prowadził pod wpływem środka odurzającego"
W toku procesu wyszło na jaw, że Dariusz K. zażywał kokainę od lat. Żeby ją zdobyć, wyprzedawał swój majątek, a kiedy skończyły mu się pieniądze, zadłużał się u bogatszych znajomych.
Zaczął od zastawienia wyposażenia domu w Milanówku, w którym mieszkał z Edytą Górniak. Dom należał wprawdzie do niego, jednak Edyta poniosła wszystkie koszty jego remontu i urządzenia. Były mąż nigdy się z nią za to nie rozliczył. Zresztą dom też musiał sprzedać, by pospłacać najpilniejsze długi.
W tajemnicy przed byłą żoną pozbył się także apartamentu na Wilanowie, który dostała od dewelopera za promowanie osiedla. Piosenkarka chciała zatrzymać mieszkanie jako zabezpieczenie dla Allana na przyszłość. Wiadomość, że były mąż sprzedał je po cichu, była dla niej szokiem.
Dariusz, jeszcze podczas sprawy rozwodowej próbował przekonać sąd, że Edyta zawsze była rozrzutna i długi powstały z jej winy. Kiedy zaś piosenkarka próbowała ujawnić, że Dariusz ma poważne problemy ze sobą, które koi narkotykami i obsesyjnym szastaniem pieniędzmi, nikt jej nie wierzył.
Obecnie były mąż jest jej winien, według ostrożnych szacunków, jakieś trzy miliony złotych z tytułu podziału majątku wspólnego, do którego po rozwodzie nigdy nie doszło oraz zaległych alimentów na syna, których nigdy nie płacił.
Okazuje się, że była żona nie jest jedyną osobą, z którą Dariusz "zapomniał" się rozliczyć.
Jak donosi Super Express, własną babcię naciągnął na 20 tysięcy złotych. Nie zawahał się okraść schorowanej staruszki. Która, zresztą, ma własne nałogi.
Trzy lata temu dałam mu 20 tysięcy złotych i do tej pory nie oddał - ujawnia 86-letnia Zofia Swoboda. Bardzo na to liczę, bo nie mam za co żyć. Zadzwoniłam do synowej, powiedziałam: "Wiesia, chociaż po 100, 200 złotych, to będę miała chociaż na papierosy". Bo ja już nie wyrabiałam. Nie oddają, a skąd!
Na razie rodzice Darka mają, jak się wydaje, pomysł, jak zapewnić sobie zastrzyk gotówki kosztem byłej synowej. Procesują się z nią o zabezpieczenie kontaktów z Allanem i za każde spotkanie z wnukiem, do którego nie doszło oraz za każdą rozmowę telefoniczną, która się nie odbyła, domagają się od niej kary pieniężnej.
Mimo konfliktu z rodziną byłego męża, Edyta, gdy tylko dowiedziała się o kłopotach babci Dariusza, zaproponowała jej wsparcie, jednak starsza pani honorowo odmówiła.
Ja nie mam pieniędzy, ale od Edyty nie chciałam wziąć - wspomina w tabloidzie. Z jakiego tytułu? Wstyd by mi było. Bardzo lubię Edytę, kocham po prostu.
Co do wnuka to, jak wyznała ostatnio pani Zofia, najchętniej widziałaby go w kamieniołomach: Babcia o Dariuszu K.: "Do kamieniołomów bym go wysłała! Mimo że to mój wnuk"