Choć tegoroczny festiwal Opener dobiegł już końca, w mediach nadal pobrzmiewają echa tego wielkiego, muzycznego wydarzenia. Jak co roku bawiło się na nim sporo celebrytów - większość z nich robiła co mogła, aby się wyróżnić i zabiegała o uwagę w mediach społecznościowych. Julia Wieniawa wpadła np. na pomysł, żeby pokazać całej Polsce, jak świetnie bawi się jej nowa koleżanka, Jessica Mercedes. Nie jesteśmy jednak pewni, czy po tym wszystkim nadal będą się przyjaźnić.
W tłumie wypatrzyć można było jednak także gwiazdy, które chciały przeżyć tych kilka dni z muzyką, niekoniecznie afiszując się ze swoją popularnością. Jedną z nich był Dawid Podsiadło, który już trzy razy grał na festiwalu jako zaproszony artysta. Dawid przyznaje, że lubi także znaleźć się po "drugiej stronie" i sam być odbiorcą koncertów. W tym niestety od kilku lat przeszkadza mu rozpoznawalność i nachalne pytania fanów o "selfie".
Podsiadło postanowił podzielić się swoimi przemyśleniami w długim wpisie na Facebooku, w którym przeanalizował zjawisko swojej popularności i zastanowił się, czy całkowita utrata prywatności jest nieodzowną ceną za sławę.
Dawid twierdzi, że choć stara się stwarzać pozory śmiałości, notorycznie przeżywa stres związany z wychodzeniem na zewnątrz z obawy, że zostanie "zaatakowany" przez gromadę fanów.
Wiem, że sprawiam wrażenie wyluzowanego i uśmiechniętego gościa, staram się w śmieszki, na które najczęściej reagujecie z dużą aprobatą - pisze artysta. ALE. Każde spotkanie twarzą w twarz z jednym, jedną, z Was, wiąże się z solidną dawką czystego, naturalnego stresu.
Podsiadło przyznaje, że nieustannie analizuje, czy aby na pewno nikogo nie uraził i stara się sprostać oczekiwaniom fanów pomimo swojego wewnętrznego sprzeciwu.
Czy nie urazi kogoś brak ochoty na selfie? Czy na pewno dobrym tonem się przywitałem? Czy na pewno odpowiednim tonem się pożegnałem? Czy mogę czuć się swobodnie, bez strachu, że każdy mój ruch jest bacznie obserwowany? Czy ktoś mnie obrazi, gdy stanie na przeciwko? Czy to, że nie pamiętam, że rozmawialiśmy już cztery razy, sprawi Ci przykrość? Czy to, że nie wiem jak masz na imię, chociaż doskonale wiem jak blisko jesteś mojej muzyki, bardzo Cię zaboli? Czy to, że chciałbym przez chwilę być dla moich znajomych to coś złego? Przecież, jestem osobą popularną. Mogę żyć i tworzyć dzięki Waszemu zainteresowaniu moją osobą. Dzięki temu, że przychodzicie na koncerty i kupujecie moje płyty. Wiem, że w zamian za to, daję Wam najwyższą jakość tego co umiem robić najlepiej, ale może to wciąż za mało? Może powinienem reagować na każdą ingerencję w moją przestrzeń z entuzjazmem? - zastanawia się. Te i setki innych myśli krążą w mojej głowie nieustannie, gdy myślę o wyjściu z domu.
Wokalista przyznaje, że nie do końca miał świadomość, że spełnianie marzeń o śpiewaniu będzie się wiązało z całkowitą utratą przestrzeni osobistej.
Wielu z Was ma coś niezwykle cennego, czego w codziennym życiu możecie nie dostrzegać. Prywatność - zauważa 24-latek. Długo zajęło mi zorientowanie się, że ja moją straciłem po drodze. To konsekwencja i cena jaką muszę płacić za to, że mogę spełniać swoje marzenia na taką skalę.
Aby lepiej zobrazować zjawisko, artysta przytoczył okrzyki i komentarze, na jakie nieustannie narażony był dotychczas na festiwalu.
Wielu z Was po prostu przejdzie z Tenta na Main. Dla mnie to kilkadziesiąt wyszeptanych, wykrzyczanych, wyśmianych, rozedrganych i wzruszonych: ej, podsiadło/ty, podsiadło/podsiadło/dawid podsiadło/ej, ej, to jest ten/trójkąty/nieznajomy/o fuuuuck/hyyyy!/stój, stój/obróć się etc. Kilkadziesiąt dotknięć w ramię, zastąpienia drogi i zdań: "nie chcę przeszkadzać, ale..." Mnóstwo skrzyżowań mojego świata z Waszym - tłumaczy Dawid. Wychodzę z toalety, kicham, rozmawiam z rodziną i przyjaciółmi, rozmawiam przez telefon, słucham koncertu, tańczę, jem, myślę, przeżywam wewnętrzne załamanie, przeżywam wewnętrzną euforię - zawsze Was spotykam.
Ostatecznie jednak artysta postanowił podziękować swoim fanom, że w tym roku dali mu nieco więcej przestrzeni i mógł w miarę swobodnie poruszać się po terenie lotniska w Kosakowie.
Chciałem Wam podziękować. Bo w tym roku byłem swobodny. Wolny i szczęśliwy. W tłumie i poza nim. 90% osób, które do mnie podeszło w trakcie festiwalu, słysząc: "Wolałbym nie robić zdjęcia, jeśli to nie problem". Powiedziało: _"A, jasne stary, rozumiem, baw się dobrze, do zobaczenia". Nie zdajecie sobie sprawy jak wiele to dla mnie znaczy. Widziałem uśmiech na twarzach tych osób. Nie miały do mnie pretensji. Nie zmieniły zdania na temat mojej twórczości, nie atakowały mnie i pozwoliły mi cieszyć się swoim prywatnym czasem. (...) Nie byłem tylko trofeum w telefonie, którym można pochwalić się znajomym_ - wzruszył się Podsiadło.
Dawid przyznaje jednak, że mimo wszystko zdarzyło się też kilka niemiłych sytuacji, gdy odmówił wspólnego zapozowania do selfie.
Pozostałe 10% ma jeszcze czas, by poszukać tego co tak naprawdę jest istotne. Nie mam im tego za złe, że byli nieustępliwi a bardzo rzadko, ale jednak, niemili. Rozumiem to - zapewnia artysta. Żyjemy w czasach bycia na scenie. Każdego dnia, na każdej facebookowej tablicy odbywa się nasz prywatny spektakl dla obserwującej nas publiczności. I to też w pewnym sensie miłe. Że moje zdjęcie tam może sprawić, że ta tablica ma większą wartość. Chyba, że wrzucane jest dla beki i śmiechu... (...) Potrzebujemy wielu wirtualnych bodźców i czasami pozwalamy tym właśnie wirtualnym wypierać te w świecie realnym. Rozmowę, mimikę, zmysły.
Do swojego wpisu Dawid dołączył etiudę z Kirsten Dunst, opowiadającą o tym jak aktorka staje się ofiarą "łowczyń selfie" które całkowicie ignorując jej osobę traktują ją jedynie jako "trofeum" do zaprezentowania w mediach społecznościowych.
Zgadzacie się z tym, co napisał?