Od dawna wiadomo, że sport - a zwłaszcza piłka nożna - zamienił się w przemysł, gdzie zdrowa rywalizacja i fair play gubią się wśród wielomilionowych kontraktów i transferów, kampanii reklamowych sponsorów oraz brylowaniu w show biznesie w towarzystwie partnerek-modelek. W efekcie młode pokolenie ma ambicje, żeby osiągnąć to, co ich idole i zamiast czerpać radość z samego sportu, bierze udział w wyścigu szczurów, marząc o sławie i pieniądzach, a nie pokonywaniu własnych słabości.
Ostatnio przejęta portowymi celebrytami Fronda przytoczyła wystąpienie zakonnika Adama Szustaka, który apelował do rodziców, aby... nie zapisywali swoich dzieci do żadnych drużyn sportowych. A właściwie "sportowych", gdyż duchowny uważa, że zdrowy rozwój ciała i ducha nie ma nic wspólnego z systemem zawodów, rankingów i rywalizacji o podium - w której zapomina się o tych, którym się nie udało.
Żadnych sportów! - grzmiał kleryk. Uwaga, i mówię to zupełnie poważnie, tylko proszę mnie dobrze zrozumieć. Że dziecko powinno się ruszać, żeby nie wyglądało tak, jak ja, to prawda. Że dziecko powinno uprawiać różne sporty, to prawda. Tylko uwaga! Niestety, w naszym dzisiejszym sposobie funkcjonowania w świecie sport stał się zupełnie nie tym, czym sport jest. Błagam, nie zapisujcie dzieci do żadnych drużyn piłkarskich, do żadnych drużyn koszykarskich, do żadnych lekkoatletycznych czymśtam, gdzie ono się przygotowuje do zawodów, gdzie potem w tych zawodach występuje, gdzie odnosi sukces albo porażki i tak dalej. Robicie w ten sposób dziecku naprawdę ogromną krzywdę w życiu. Ja wiem, że nam się mówi dzisiaj, że współzawodnictwo to jest w ogóle ważna rzecz. I że to jest dobra rzecz i dziecko się musi nauczyć odporności na stres, musi pokonywać przeszkody i tak dalej. Tak, wszystko tak. Ale nie w ten durny sposób, w jaki to wymyślono.
Chcecie, żeby wasze dziecko grało w piłę? A oczywiście, że tak. Zróbcie, kurde, drużynę na podwórku, zorganizujcie, żeby tam było dużo chłopaków, którzy będą grali w piłkę. I niech ciupią w tę piłkę po sześć godzin dziennie codziennie. Ale niech ciupią bez żadnego celu. Bo jak on ciupie w tę piłkę dlatego, że ma pojechać na zawody, ten sport przestaje być sportem, on się staje pewnego rodzaju sublimacją, staje się pewnego rodzaju dowartościowywaniem siebie. Słuchajcie, naprawdę, w ten sposób się tworzy ludzi, którzy potem będą w życiu startowali tylko i wyłącznie z pozycji tego, kto wygra i kto przegra. O to mi tylko chodzi w tym, kiedy mówię, niech nie uprawiają "sportu". Nie chodzi mi, że sportu ma nie być, tylko niech on nie będzie w wersji, w której jest. Czy widzieliście tych współczesnych piłkarzy? Przecież to w ogóle nie ma nic wspólnego ze sportem!
To się wiąże też ze wszystkimi innymi rzeczami typu gra na pianinie, jakiekolwiek inne aktywności, gdzie dziecko zdobywa, współzawodnicząc z innymi, żeby było najlepsze w czymś. Potem jest konkurs skrzypaczek i dziecko tego konkursu nie wygra. No i jest dramat do końca życia. Ono potem leczy przez 15 lat swoją traumę w związku z tym, że nie wygrało. A niech się nauczy grać na skrzypcach i niech mu to radość sprawia. Jeżeli mu to sprawia, bo jak nie sprawia, to go w ogóle nie zmuszać, żeby grało. Dziecko ma umieć czytać i pisać. I liczyć, dobra, liczyć może być. A nie, bo tam są dzisiaj te kalkulatory.
Zgadzacie się?
**Małgorzata Terlikowska o intymnej stronie małżeństwa
**