Gdy Prawo i Sprawiedliwość postanowiło podważyć autorytet Lecha Wałęsy jako najpopularniejszego polskiego prezydenta, pojawiła się publiczna dyskusja na temat tego, czy noblista był zaangażowany we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Największym wrogiem Wałęsy stał się Jarosław Kaczyński, będący orędownikiem tezy, wedle której byłemu prezydentowi należy odebrać szacunek jego zwolenników.
Wałęsa, który niedawno gościł w programie Moniki Olejnik, opowiedział o tym, czy i jak zamierza przeciwstawić się rządom PiS-u pod wodzą Kaczyńskiego:
Niech dalej się błaźnią - grzmiał przed kamerami. Potem my skorzystamy z tych praw i rozwiążemy ich problemy na ich prawie. Mówiłem już wcześniej, że będą chcieli zrobić zamach stanu. Mówiłem, że to bardzo niebezpieczni, chorzy ludzie, ale nie byłem słuchany i mamy to, co mamy. Musimy to przeżyć. Musimy z tym walczyć". Trzeba zbierać siły na godzinę "W". Nie możemy stawiać na konfrontację, bo oni mają wojsko, jesteśmy na przegranej pozycji. Ogramy ich pokojowo, że będą wyć przez sto lat - dodał.
Olejnik nawiązała też do miesięcznic i organizowanych przy ich okazjach kontrmanifestacji.
Mnie uczono, że żałoba trwa do roku - skwitował Wałęsa. Dziwi mnie, że Kościół na to pozwala, najwyraźniej hierarchowie nie nauczyli nas katechizmu. Nie zamienię swojego autorytetu na dziesięciu Kaczyńskich.
Wałęsa skrytykował też uczestniczki Czarnego Protestu, które jego zdaniem "wróciły do pichcenia w kuchni".
Kobiety dobrze zrobiły protest, ale nie dokończyły go, tak, żeby tamci wyskakiwali przez okna - stwierdził. One wróciły do domów i pichcą przy garach.
Gość Kropki nad i poczuł się oburzony pytaniem prowadzącej o rzekomą współpracę z SB:
To Pan brał pieniądze?- zapytała Olejnik.
Co Pani pie**oli? - zbulwersował się Wałęsa, który jednak po chwili przeprosił dziennikarkę za niewybredne określenie.