Sześć lat temu światem polityki wstrząsnęła informacja o samobójczej śmierci Andrzeja Leppera. Jego ciało znaleziono w warszawskim biurze partii po tym, jak się powiesił. Pojawiły się jednak sugestie, że przyczyną śmierci mogło być zleconym zabójstwem, a cała sprawa nigdy nie została dostatecznie wyjaśniona.
W samobójstwo lidera Samoobrony do dziś nie wierzą jego dawni współpracownicy. W rocznicę śmierci polityka Super Express poinformował, że Sławomir Izdebski, szef OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, złożył doniesienie do prokuratora generalnego, iż istnieją przesłanki do wznowienia postępowania sądowego. Tym razem chodzi o zabójstwo związane z tym, że Lepper "miał wiedzę o gigantycznej aferze, w którą zamieszani byli czołowi polscy politycy", zaś dokumenty, które miały być tego dowodem zostały skradzione z biura partii w dniu tragedii.
W wersję o samobójczej śmierci nie wierzy także Mieczysław Meyer, były kierowca Leppera. Po latach opowiedział o swoich wątpliwościach w wywiadzie dla Faktu.
Ja nie wierzę, żeby on sam się powiesił - powiedział. Jako osoba głęboko wierząca, myślę, nie mógłby popełnić samobójstwa.
Mężczyzna opowiedział też, jak wyglądał dramatyczny dzień przed sześcioma laty.
Wtem telefon dzwoni do mnie. "Chodź, szef się powiesił". Przyszedł zięć Leppera. "Gdzie on jest, telefonu nie odbiera!" Wchodzą do jego pokoju. Pokój był jakoś przekluczony chyba, że musieli popchnąć, żeby drzwi wywalić. Weszli i ten zięć wszedł i zaczął wrzeszczeć. Zauważył. Okna były otwarte w tym pokoju, telewizor był włączony na "Stopklatka". On takich rzeczy nie oglądał. Sposób powieszenia jego to był prymitywny. On przykucnięty był. Był uduszony. Źle założony był ten sznurek, tak zapętany na szyję. Według mnie to on się udusił. Opluty tak trochę naokoło. Od razu nie nastąpił zgon i tak dalej. Tam lekarze coś powiedzieli, że osiem minut konał. Jedna osoba to widocznie musiała robić. Obezwładnił i go powiesił. On był ciężki człowiek. Wisiał prawie nad ziemią. Z jego pokoju były dwa okna otwarte i tam były dwa okna. I tam stało jeszcze rusztowanie z czasu remontu dachu.
Były kierowca szefa Samoobrony nie widział żadnych przesłanek za niemoralnym życiem polityka czy jego kontaktami z mafią. Uważa, że jedynym problemem byli inni politycy, którzy szukali sposobów na skompromitowanie Leppera.
Największym wrogiem był - już świętej pamięci, chłopa nie ma - Gosiewski. On po prostu wykonywał te polecenia, żeby jego po prostu ujarzmić, uspokoić. Bo on bardzo odważnie przekazywał i mówił o informacjach, które posiadał, które powziął. Bo miał swoich informatorów dużo. I z innych opcji politycznych, to go trochę podziwiali. Ta seksafera po prostu to była prowokacja. To był temat, żeby puścić to w eter, w antenę, żeby niszczyć go - zapewniał. W domu był z żoną i wszystko w porządku. To była taka rodzina spokojna, lubiąca się czy kochająca się nawzajem.