Fiolka Najdenowicz, nazywana swego czasu "polską Bjork", ma na koncie jedną solową płytę i kilka albumów we współpracy z innymi artystami. Została też członkiem Akademii Fonograficznej i laureatką Fryderyka. Na swoim koncie ma też nominację do nagrody MTV.
Od kilku lat Fiolka jest na emigracji. Nie wydaje kolejnych singli, a na życie zarabia imając się różnych zajęć: była już sprzątaczką, ogrodnikiem i kucharką. Aktualnie Najdenowicz przebywa w Londynie, gdzie dostała pracę w jednej z restauracji. Jak sama zapewnia, jest z tego powodu bardzo szczęśliwa:
Znalazłam taką stronę, Workaway, która wskazuje gdzie dostaniesz wikt i opierunek za pracę 5 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu - powiedziała w rozmowie z portalem naTemat. Najpierw pojechałam do Francji, potem na chwilę wróciłam do Polski, a następnie dostałam ofertę z Berlina. Kobieta szukała kogoś, kto ogarnie jej dom, wyprowadzi psa i ugotuje dla niej i jej narzeczonego, Grafa. No i tam pojechałam.
Moja emigracja ma bardzo przyziemny powód: mam 53 lata, a w Polsce potencjalny pracodawca spojrzawszy na moją datę urodzin nawet mnie nie zaprosi na rozmowę kwalifikacyjną. Tu, w Londynie, znalazłam pracę praktycznie po tygodniu, a w restauracji, gdzie teraz pracuję, przyjęto mnie natychmiast właśnie dlatego, że jestem z Polski. Jesteśmy znani z tego, że ciężko pracujemy i chcemy pracować - dodaje.
Wokalistka zapewnia, że odpowiada jej takie życie, a gastronomia jest jej pasją:
Póki będę miała siły, będę pracować. Potem znajdę jakąś lżejszą pracę. Ale gastronomię trzeba kochać, a ja ją kocham.
Fiolka skomentowała także sytuację polityczną w kraju, która zniechęca ją do powrotu:
Kanalia ma się wyśmienicie. Wczoraj zaczepił mnie landlord (jest Polakiem, a jego żona Tajką) i spytał co sądzę o sytuacji politycznej w Polsce. Ja mu na to, że cieszę się, że tam nie mieszkam. Nasz kraj ma taką karmę, że co 20-25 lat musi się dziać jakaś rozpierducha, a ja już nie mam na to siły.