Program Tomasz Lis na żywo był emitowany w Dwójce przez osiem lat. Pierwszy odcinek pojawił się na antenie w lutym 2008 roku, a ostatni 25 stycznia 2016 roku, krótko po objęciu stanowiska prezesa TVP przez Jacka Kurskiego.
Kontrakt Lisa z TVP obowiązywał wprawdzie do 28 kwietnia zeszłego roku, jednak Kurski wolał mu zapłacić prawie 83 tysiące za niepokazywanie się w telewizji niż pozwolić na emisję kolejnych odcinków.
Od dawna nie było tajemnicą, że na współpracy z telewizją publiczną Lis zbił majątek. Już w zeszłym roku mówiono, że należąca do niego firma Deadline Productions w ciągu ośmiu lat wystawiła TVP faktury na co najmniej 21 milionów złotych: Ile naprawdę zarabiał Tomasz Lis w TVP? "21 milionów złotych to tylko POŁOWA PRAWDY"
Mimo to Jacek Kurski postanowił przeprowadzić własny audyt. Wykazał on dokładnie to samo, co było wiadomo od roku.
Jak wynika z audytu, firma Lisa wystawiała TVP faktury na ogromne pieniądze - pisze tabloid. Przeciętnie ok. 69,5 tys. zł brutto za wyprodukowanie jednego odcinka programu "Tomasz Lis na żywo". Na początku emisji były to wyższe kwoty, sięgające nawet 92,4 tys. zł, ale i później - mimo spadającej oglądalności - dziennikarz nie mógł narzekać. Za program emitowany w 2013 r. firma Lisa otrzymywała 59-65 tys. zł. W 2014 r. - 55 tys. zł. W 2015 r. - 55 tys. zł. W sumie TVP wyemitowała 305 odcinków programu "Tomasz Lis na żywo". Ostatni pokazano 25 stycznia 2016 r. Ale jak ustalili kontrolerzy z TVP, umowa obowiązywała do 28 kwietnia ubiegłego roku. Firma dziennikarza wystawiła wtedy fakturę na 82,9 tys. zł.
Lis komentuje tę sprawę jak zwykle. Tradycyjnie zapewnia, że wprawdzie sporo zarobił, jednak TVP zyskała jeszcze więcej, bo ceny reklam, emitowanych tuż przed i po programie, biły rekordy.
Mój program, wbrew informacjom, które wypływają z Woronicza w czasach prezesury pana Jacka Kurskiego, przynosił TVP ogromne zyski, z których telewizja płaciła za kolejne sezony i kolejne programy - wyjaśnia w tabloidzie. Umowy podpisywałem z ośmioma prezesami TVP, w tym związanymi z PiS. Podpisywali je oni z tego samego powodu. Program miał doskonałą oglądalność i niezmiennie przynosił zyski.
Rada Mediów Narodowych, równie tradycyjnie, zapewnia, że wszystkiemu są winni postkomuniści.
To pokazuje, że opłaca się służyć postkomunie. Cała droga Tomasza Lisa jest naznaczona tym, żeby dbać o interesy systemu postkomunistycznego - grzmi Joanna Lichocka z PiS, członkini sejmowej Rady Mediów Narodowych. I właśnie za to był sowicie wynagradzany.