Statystki od lat pokazują, że najwięcej wypadków zdarza się w domu. Przekonała się o tym 37-letnia Riona Kelly, która przeszła udar mózgu po tym, jak spadła ze schodów we własnym domu. Nie był to jednak koniec tragedii w jej życiu, bo po przebudzeniu usłyszała wyrok: nigdy nie będziesz chodzić.
Lekarze zachodzili w głowę, ale nie potrafili określić czy jest jakakolwiek szansa na to, że Riona wróci do pełnej sprawności. Kilka dni po tym partner Riony, z którym była w związku przez 14 lat, jeszcze w szpitalu powiedział, że chce się z nią rozstać. Dla dziewczyny to był szok.
Jeśli ktoś dałby mi wtedy wybór, chciałabym zakończyć swoje życie, nie chciałam go już – wspomina.
Wtedy z pomocą i dobrym słowem wyszli na przeciw inni pacjenci kliniki.
Inni chorzy wokół mnie byli niesamowici, otrzymałam od nich wiele wsparcia. Zachęcali mnie, abym codziennie wstawała z łóżka – opowiada. W tym czasie czułam się zrezygnowana, ale wiedziałam, że muszę być silna dla moich dzieci. Kiedy wreszcie zrobiłam pierwsze kroki, to było niesamowite.
Riona jest matką czwórki dzieci. Najstarsze ma 16 lat, najmłodsze 5, miała więc dla kogo walczyć. Kilka tygodni po wypadku zaczęła rozglądać się za fachowcem, który mógłby rozpocząć z nią rehabilitację i codziennie pomagać jej w powrocie do formy.
W końcu trafiła na trenera Keitha Masona, z którym od razu rozpoczęła fizjoterapię. Po zaledwie dwóch tygodniach Riona zaczęła stawiać pierwsze kroki. To jednak był nie tylko początek powrotu do zdrowia, ale i wielkiej miłości.
Po sesjach Keith i ja pozostaliśmy w kontakcie, a nasza relacja rozkwitła. Pewnego dnia zaprosił mnie na kawę - mówi rozpromieniona. Nie mogłam uwierzyć, że tak wspaniały zawodnik rugby chciałby spotkać się z niepełnosprawną kobietą. On jednak mówił, że go inspiruję. Codziennie też motywował mnie do walki. Teraz nadal chodzimy wspólnie na siłownię, dzięki czemu staję się silniejsza niż kiedykolwiek. Keith naprawdę kocha moje dzieci, a ja wreszcie czuję, że żyję życiem, na jakie zasługuję.
W tej chwili kobieta porusza się o kulach, nie daje za wygraną i wciąż walczy o powrót do sprawności. Koniec pewnego etapu był tylko preludium do lepszego życia. Zamieniła zobowiązania i wspólny kredyt, na miłość i zrozumienie:
Kiedy patrzę wstecz widzę, że byłam nieszczęśliwa w swoim małżeństwie, ale mieliśmy z mężem wobec siebie obowiązki. Byliśmy sobie potrzebni – przyznaje. Po moim upadku pomyślałam, że moje życie się skończyło. Teraz wiem, że to dopiero początek, który otwiera wiele wspaniałych drzwi.
_
**_
Zakochana Rozenek: "Małżeństwo mi służy, mój mąż mi służy bardzo i ja mojemu mężowi"**