26 sierpnia po długiej walce z rakiem płuc zmarł Grzegorz Miecugow. Odejście dziennikarza było szokiem nie tylko dla jego bliskich, ale także dla ludzi, którzy mieli szczęście z nim pracować i współtworzyć media. W piątek przed południem wielu z nich pojawiło się na wojskowych Powązkach w Warszawie, by oddać cześć Miecugowowi.
Przypomnijmy: Gwiazdy, dziennikarze i politycy żegnają Miecugowa: Rusin, Lis, Torbicka, Stuhr... (ZDJĘCIA)
W trakcie uroczystości pogrzebowych wystąpił także syn dziennikarza, 33-letni Krzysztof. Mężczyzna zaczął podziękowania od żartu na temat ojca:
Jestem jedynym synem. Kiedyś zaznaczyłem to w obecności Taty, a Tata od razu powiedział, że "podobno". I nie wiem, czy żartował, czy mówił poważnie, bo lubił żartować i zaskakiwać - powiedział.
Krzysztof Miecugow podkreślił także, że jego ojciec nie chciałby, by uroczystość przebiegła w smutku. Poczucie humoru dziennikarza wyróżniało go spośród innych:
To, co czyniło go dobrym dziennikarzem, to było to, że był dobrym człowiekiem. Jeździł po całej Polsce, nieważne, czy to była mała szkoła 500 km stąd, czy jakiś zakład karny. Tata po prostu lubił spotykać ludzi, lubił z nimi rozmawiać - powiedział, podkreślając poczucie humoru ojca: Będzie mi brakowało Jego dowcipów i Jego ciepła. Tata nie chciałby, żeby dzisiaj było smutno - dodał.
Miecugow junior zacytował także wierszyk, który jego ojciec chciał wyryć na swoim grobie: "Tu leży ten, co za diabła nie chciał być tłem, dziennikarz i prezenter, po prostu Grzegorz M.". Po raz ostatni mówię: cześć tatuś, do zobaczenia.
Dziennikarza pożegnali także Monika Olejnik, która łamiącym głosem poprosiła o oklaski dla zmarłego oraz Grzegorz Markowski, który wykonał przebój Niepokonani.
Krzysztof Miecugow poszedł w ślady ojca i też został dziennikarzem.