W tym roku wyścig Azja Express rozpoczął się u stóp twierdzy Sigirya na Sri Lance, a zakończy się w Mumbaju w Indiach. Osiem par uczestników, w dzikim pędzie, niczego po drodze nie zwiedzając, a wręcz nawet omijając cenniejsze zabytki, ściga się do mety. Po powrocie, oczywiście, wszyscy zapewniają, że chociaż jedynym, co widzieli, były szosy i samochody na nich, to czują się tak jakby dogłębnie poznali Azję, a już na pewno wszyscy co do jednego, przeżyli wielkie nawrócenie duchowe.
Jedyną osobą, która miała trochę czasu, by rozejrzeć się dookoła, była prowadząca program Agnieszka Woźniak-Starak. Swoimi przemyśleniami dzieli się z Vivą. Jak wyznaje, najmniej przyjemnym doświadczeniem było zetknięcie z hinduskimi mężczyznami.
Szokujące było to, jak mało kobiet widziałam na ulicach, za to gdziekolwiek się nie pojawiliśmy, natychmiast otaczał nas dziki tłum mężczyzn - wspomina w wywiadzie. Szokujące było to, że wieczorem nie mogłam wyjść sama z hotelu, bo było to niebezpieczne. Trudno tam nie myśleć o sytuacji kobiet, o gwałtach. To kraj pełen kontrastów.
Podobne przemyślenia z Indii ma Martyna Wojciechowska: "Wielokrotnie doświadczyłam molestowania. Nie trzeba jechać na kraniec świata, żeby doświadczyć trudnych rzeczy"
Ale wracając do Azja Express, Agnieszka jest pewna, że uczestnicy drugiej edycji pilnie oglądali pierwszą i wyciągnęli wnioski. Po pierwsze znacznie lepiej się spakowali. Po drugie nie uwierzyli organizatorom, że można wyżywić się za dolara dziennie. Dlatego zaopatrzyli się we własne jedzenie: konserwy i batony energetyczne.
Byli świetnie przygotowani, mieli różne fajne wynalazki, sprytne gadżety, sprzęt, suplementy, elektrolity - wspomina prezenterka. To, jak pojechali ubrani ci pierwsi, jest materiałem na komedię. Ci drudzy dobrali swoje ubrania modelowo pod kątem pogody i tego, co ich czeka. Więc ja nie byłam dla nich już taka miła, jak rok temu dla tej pierwszej grupy, bo już nie budzili takiej litości. Od razu wyłowiłam parę, która próbowała wykorzystać patent Michała i Ludwika, czyli zwycięzców, zobaczyli, że to się sprawdza i poszli tą samą drogą.
Jak myślicie, kogo ma na myśli? Na tym nie koniec. Agnieszka ma żal do uczestników drugiej edycji o to, że byli sztuczni, ugrzecznieni aż do przesady i przez cały czas grali lepszych niż są w rzeczywistości.
Wszyscy byli przewrażliwieni, żeby nie powtórzyć losu Renaty Kaczoruk i nie zderzyć się z falą hejtu - wyjaśnia Agnieszka. Bardzo mnie tym denerwowali, bo byli dla siebie tak mili, że momentami nie dało się tego słuchać, Zdarzało się, że przybiegali czwórką na metę, trzymając się za ręce… A ja chciałam walki, rywalizacji, wyścigu, przecież to jest gra. Czego by nie mówić o Renacie, ona się ścigała. Ci pojechali po to, by zrobić sobie dobry PR i to widać. Zdarzały się histerie na planie, jedna z uczestniczek w pewnym momencie powiedziała: "Tak nam dobrze idzie, że ludzie nas znienawidzą" i łzy, szloch i wielki lament. Trochę za dużo kombinowali, jak ich ludzie odbiorą. Pierwsza grupa kompletnie o tym nie myślała. Wszyscy poszli na żywioł.
_
_
**Gardias o "Azja Express 2": "Tęsknota za córką była najtrudniejsza!"
**