Robert Lewandowski w ostatnim czasie obarcza winą za swoje niepowodzenia wszystkich dookoła: krytykuje klub, działaczy, kolegów z zespołu, a nawet możliwość podróżowania i zwiedzania świata w ramach obowiązków służbowych. Wydawać by się mogło, że w zgodzie ze światem pozostaje już tylko on sam i jego żona, Ania.
Polak poczuł się tak pewnie w niemieckim klubie, że przestał ważyć swoje publiczne wypowiedzi i choć przysłowia są mądrością narodu, Lewy zapomniał, że "nie gryzie się ręki, która cię karmi". Ostatnie słowa Roberta, przytoczone przez Der Spiegel, w których zarzuca działaczom brak kreatywności i konkretnych wzmocnień, zamiast których w klubie pojawiają się średniej jakości piłkarze zostały skonfrontowane z szefem Bayernu Karlem-Heinzem Rummenigge na łamach Bilda, niemieckiego dziennika.
Rummenigge na początku odniósł się do transferów, które Robert najostrzej krytykował w wywiadach: Niech się Robert o to nie martwi. Mamy bardzo silną kadrę. Kierujemy się od dawna skuteczną filozofią. Bądź co bądź w ciągu ostatnich pięciu latach sięgnęliśmy po każde trofeum i w Niemczech, w Europie
Plotki o przejściu Lewandowskiego do Realu krażyły jeszcze za czasów jego gry w barwach Borussi Dortmund. Jednak od ponad 5 lat nie udaje się sfinalizować transferu, do czego również postanowił się odnieść szef Bayernu, aby "utrzeć nosa" napastnikowi:
A jeśli Lewandowski uskarża się na wyprawę do Azji, to powinien wiedzieć, że jego rzekomo wymarzony Real latem przez dwadzieścia cztery dni podróżował w upale. Czyli dwa razy tyle, co my.
Na koniec zapowiedział, że Jeśli ktoś publicznie atakuje trenera, klub albo kolegów z zespołu, to będzie miał osobiście ze mną do czynienia**,** a on "wie, jak ustawić graczy do pionu".
Lewandowski prawdopodobnie zostanie ukarany karą finansową za działanie na szkodę klubu.