Drugi odcinek nowego sezonu Kuchennych Rewolucji zaprowadził Magdę Gessler na Śląsk, do miasta Tarnowskie Góry. Rewolucji potrzebowała restauracja "Ślonsko gościno", prowadzona przez Kasię i Michała. Małżeństwo uwielbia regionalną kuchnię, a gościom swojej restauracji od początku pragnęli serwować tradycyjne śląskie obiady.
Wydawać by się mogło, że "łobiod za 14" w usytuowanej przy wylotówce na Poznań jadłodajni, świetnie się sprawdzi i przyciągnie uwagę kierowców. Niestety, tak się nie stało. Restauracja funkcjonuje tylko dzięki imprezom okolicznościowym i niedzielnym rodzinnym obiadom, z których zysk nie wystarcza nawet na pokrycie wynagrodzeń dla dość licznej, jak na nieuczęszczany lokal, załogi.
Już na samym początku poznajemy jedną z przyczyn braku gości. Sekret zdradza "szefowa" kuchni, która sama siebie nazywa "pomyłką":
Jestem z nazwy szefową kuchni, ale jeśli chodzi o pełnienie roli szefowej kuchni, no to to jest pomyłka. Różnica pomiędzy szefową kuchni, a pomocą kuchenną jest taka, że ja gary pomyje, a pomoc mi rolady nie zrobi - mówiła rozgoryczona Kasia, która poza uskarżaniem się na natłok obowiązków, nie omieszkała dopiec szefowi, który jak twierdzi "nie potrafi współpracować".
W obwinianiu szefa wtórowała jej druga kucharka: Ja tutaj obieram ziemniaki, pani Kasia robi tymbaliki na imprezę, a szefuńcio się przygląda i mówi: "robić, a nie mówić"
Gessler już na wstępie podsumowała restaurację: "trochę kopalnia, trochę knajpa", a chwilę później czekało ją kolejne zaskoczenie: kartę dań do stolika przyniósł jej Michał, właściciel restauracji, co zszokowało "niekwestionowany autorytet kulinarny". Właściciel tłumaczył się brakami w kadrze, a potem przyznał, że wyszedł z założenia, że on zrobi mniej błędów niż zrobiłaby to obsługa.
Pierwszym plusem, który odnotowała gwiazda TVN-u było menu. Przyznała, że "ma ochotę na każde z dań", a sama karta jest "ciekawa i bardzo śląska", po czym przystąpiła do składania zamówienia: Chcę barszcz czerwony, nudelzupę, oczywiście roladę i jeden placek ziemniaczany bez niczego.
Pierwsze danie zostało podane już po kilku minutach. Barszcz był świetnie doprawiony. Czas na kolejny punkt kolacji: nudelzupę serwuje właściciel, który podczas zalewania makaranu rosołem, ochlapał przy tym całą Gessler.
Musisz to robić z mojej strony, albo z boku. Teraz jestem cała w rosole - skarżyła się.
Mimo kilku wpadek, restauratorka nie szczędziła komplementów pod adresem szefowej kuchni i być może, to one zestresowały panią Kasię, która nie zdała egzaminu, z wydawać by się mogło, banalnego placka ziemniaczanego. Niestety, większość z niedogodności spowodawana była niskiej jakości produktami. Ziemniaki, z których nie udał się placek zaczęły już kwitnąć, nie wspominając nawet o marchwi, która obrastała pleśnią. 41-letni właściciel o złe dostawy, nietrzymające terminów, w których towary przychodzą w niedostatecznej ilości, obwinił szefową kuchni.
Ale szefie, nie przerzucajmy się tutaj winą, to nie o to chodzi - apelowała o spokój Kasia.
Ale powiedzmy co nas boli, was boli co innego, a nas co innego - stanęła w obronie męża właścicielka restauracji.
Magda od razu rozpoznała winnego: Ja też jestem kucharką i wiem, że dla ciebie to już nie ma ratunku - wygarnęła właścicielowi. Bym cię normalnie w ukropie sparzyła.
Kasia z mężem przed kamerami komentowali z dala od zespołu ich zachowanie:
_Też mogłem zagrać pod publiczkę. To jest cyrk na kółkach!_
Wielka kłótnia personelu z właścielami trwała w najlepsze, a sytuacja zrobiła się coraz bardziej napięta. Gospodyni Kuchennych Rewolucji zaprosiła dwie zwaśnione strony do konfrontacji. Okazało się, że kelnerka Weronika zaplanowała swoje odejście tuż przed rewolucjami. Swoją decyzję argumentowała tym, że "wszyscy się śmieją z tego programu i to jest ujma, żeby mnie w nim pokazywali w telewizji".
Weronika "zeznała" Gessler, że właścicielka nakręca swojego męża, który po jej przyjściu robi się agresywny i negatywny, czemu oczywiście właścicielka Kasia zaprzeczyła. To był chyba jedyny odcinek, w którym integracja polegała na zdemaskowaniu kłamcy, a nie wspólnej zabawie i wyluzowaniu.
Na szczęście, Magdzie udało się ogłosić rewolucje i zmienić nazwę restauracji na "Modra".
Na scianach zawisną piękne zdjęcia kopalni. A jeśli chodzi o kolację będą galaretki na nóżkach i z kurczaka, potem mamy żur, a na drugie danie są rolady z kaczki i do tego sałata w kapuście modrej. Dość gadania, idziemy pracować - zarządziła Gessler, która od razu zabrała się do pracy.
Po zmianie wystroju lokalu, wśród personelu rozbrzmiewały jedynie pochlebne opinie:
Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów - komentowała szczęśliwa właścicielka.
Kobiety z ogromnym charakterem, w zasadzie rządzące tą knajpą. Wyszły ich autentyczne siły i potęga, wiedza, a z tego wyszła taka kolacja. Nie wiem jak wy to oceniacie, ale dla mnie wielkie brawa - przemówiła tuż po kolacji celebrytka. Zgromadzeni goście nagrodzili kucharki i kelnerki brawami.
Po kilku tygodniach Magda Gessler wróciła do Tarnowskich Gór, aby sprawdzić czy "Modra" zda egzamin. Zamówiła wszystkie z wymyślonych przez siebie dań. Galert się obronił, pobnie jak żur, który gwiazda skwitowała krótkim "Oj dobre".
Jesteście na piątkę. Odwalony kawał dobrej roboty - zawyrokowała, uznając rewolucję za udaną.
**Lara Gessler o ślubie: "Gratuluję dwóm paparazzi, byli wytrwali"
**