Stosunki Andrzeja Dudy z Jarosławem Kaczyńskim były dobre dopóki prezydent nie zaczął mieć własnego zdania. Weto, które postawił przeciw dwóm z trzech projektów ustaw o sądownictwie zostało odebrane jako brak lojalności.
Premier Szydło wprost zarzuciła prezydentowi w orędziu, że spowalnia pracę rządu. Ostatnio Kaczyński i Duda spotykają się w Belwederze, aby wypracować kompromis dotyczący nowych ustaw. Wygląda jednak na to, że nadwyrężonego zaufania prezesa nie będzie łatwo odbudować. Co więcej, Kaczyński ma już ponoć dość nie tylko Dudy, ale i jego … żony oraz teścia.
Uważa ponoć, że Agata Kornhauser-Duda jest "źle wychowana". Dowodem na to ma być artykuł Jacka Karnowskiego w tygodniku W Sieci. Dziennikarz wcześniej przeprowadzał wywiad z szefem PiS, jednak nie wszystko nadawało się do publikacji. W swoim tekście był już bardziej wylewny i przemycił ponoć to, co Kaczyński powiedział mu nieoficjalnie. Nie spodobały mu się np. słowa Agaty wypowiedziane na tydzień przed drugą turą wyborów. Stwierdziła bowiem, że "nie boi się prezesa".
Było to dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką - pisze Karnowski.
Słowa zirytowały Kaczyńskiego tym bardziej, że Kornhauser-Duda rzeczywiście się go "nie boi". Potwierdza to informator Newsweeka.
Ona naprawdę nie boi się Kaczyńskiego. Zresztą od początku była przeciwna startowi Andrzeja, nie chciała być pierwszą damą i do dziś niewiele się w tej sprawie zmieniło. Wśród znajomych często mówi, że wolałaby żeby Andrzej nie kandydował na drugą kadencję - zdradza osoba z otoczenia prezydentowej.
Jednak nie tylko pierwsza dama budzi niechęć Kaczyńskiego. Również ojciec Andrzeja Dudy nie należy do jego ulubieńców. Jan Duda podpadł m.in. tym, że nie docenia wkładu prezesa w doprowadzenie do prezydentury jego syna, lecz uważa, że to… zasługa Boga.
Jarosława Kaczyńskiego irytowało pomijanie jego roli w doprowadzeniu do wyboru prezydenta przez różne osoby z otoczenia Andrzeja Dudy, eksponujące w zamian wątki mesjanistyczne - czytamy w felietonie Karnowskiego.
Rzeczywiście, ojciec prezydenta w rozmowie z Super Expressem tuż po wyborach głosił taki pogląd.
Pan Bóg wskazał na naszego syna. Zrozumieliśmy to jako powołanie do pełnienia pewnej służby. Nasz syn miał obowiązek przyjąć to wskazanie Opatrzności - mówił Jan Duda.
Wygląda na to, że w stosunkach Dudy i prezydenta nieprędko przyjdzie ocieplenie. No chyba, że Duda znów stałby się "Adrianem".
**Zawieszony poseł PiS "pocałował klamkę" w siedzibie partii
**