Już w połowie ubiegłego roku Jerzy Stuhr ostrymi słowami opisywał "dobrą zmianę". Trudno się dziwić, za czasów prezesury Kurskiego, Stuhr stracił możliwość współpracy z instytucją, z którą był związany od czterech dekad. Narzekał wówczas, że Jacek Kurski "pozbawił przeżyć artystycznych około miliona Polaków". Już wtedy oglądalność drastycznie malała, ale nawet w najśmielszych prognozach nikt nie przewidywał totalnej klęski.
Stuhr przyznał, że wobec działań polskiego rządu nie czuje złości: Oczywiście jest mi przykro. To lepsze słowo niż złość. Tak, zwyczajnie jest mi przykro.
Jednocześnie podkreślił, że nie czuje już presji i nie ma wielkiej nadziei na zmiany:
Oprócz tego, że „dobra zmiana" nie pozwoliła, bym zrobił spektakl telewizyjny na podstawie „Lasu" Aleksandra Ostrowskiego i że nie mam wstępu do Teatru Telewizji, nie czuję jednak presji - zapewnia. Mnie to śmieszy, ta głupota, ta niekonsekwencja i te kłamstwa. Jest we mnie też jakiś niepokój o wnuki. Boję się, że jak sytuacja w kraju będzie się pogarszać, moje dzieci wyjadą. Mąż mojej córki ma amerykańskie obywatelstwo, ich dzieci też mają podwójne. Wtedy byłoby mi naprawdę bardzo przykro"
Proszę się nie martwić. W Polsce na pewno zostanie Maciej Stuhr, by razem z Panem "stanąć po jasnej stronie mocy":
**Orłoś Kontra. Stuhr o hejcie
**