Co jakiś czas pod publiczną debatę wraca problem przemocy seksualnej wobec kobiet, zwłaszcza w sytuacjach zależności służbowej lub małżeńskiej, chociaż nie tylko. Wtedy wiele kobiet odnajduje w sobie odwagę, by ujawnić, że same doświadczyły molestowania, po czym sprawę zamiata się pod dywan.
Poprzednia taka dyskusja odbyła się dwa lata temu, po ujawnieniu patologii panującej w redakcji Faktów za czasów Kamila Durczoka. Wiele celebrytek ujawniło wówczas, że doświadczyły niechcianych zalotów, obmacywania czy składanych bez owijania w bawełnę propozycji pracy za seks. Maryla Rodowicz wyznała, że nawet to lubiła: Rodowicz: "Lubiłam, gdy mnie molestowano!"
Ostatnio kwestia molestowania wróciła za sprawą Harveya Weinsteina, któremu udowodniono składanie obleśnych propozycji tak wielu kobietom, że sam się już pogubił w ich liczbie. Jak ujawniła amerykańska prasa, rozmowę z aktorkami rozpoczynał od pytania: "Czy ja czegoś z tobą nie próbowałem?".
Znowu rzesze kobiet wyznały, że doświadczyły molestowania seksualnego, zresztą to wynika ze statystyk. Według nich 9 na 10 Polek po 15. roku życia przynajmniej raz spotkało się z molestowaniem seksualnym.
Czyli od czasów Durczoka, przez prawie trzy lata, niewiele się zmieniło. Zdaniem Krystyny Kofty, tak zostanie póki obie strony nie zrozumieją się nawzajem.
Nie znam kobiety, która nie doświadczyła jakiejś formy przemocy seksualnej. Gdy byłam młoda, to było nagminne tak samo, jak teraz, z tym że nie było nazwane molestowaniem. Oficjalnie problem nie istniał - wspomina w Gazecie Wyborczej. Mężczyznom powtarzano, że każda przyzwoita dziewczyna mówi "nie" nawet, jeżeli jest "chętna". To do dziś pokutuje. Macho musi złamać opór. Akcja "Me Too" pokazuje skalę problemu trwającego od zawsze. Są rzeczy jeszcze bardziej przerażające. Niedawno zmarła kobieta, która przez dziesięć dni była więziona, bita i gwałcona przez trzech napastników. Komentarze ją potępiały! Sama sobie winna. Poszła z obcym facetem poznanym w autobusie, na imprezę? A że przyprowadził kolegów? Głupia, dobrze jej tak!
Uważam, że takie komentarze powinny być od razu usuwane. Kiedyś, będąc na studiach plastycznych, spotkałam dobrego znajomego, który przedstawił mnie swoim dwóm kolegom - jeden z nich, chłopak z bardzo zamożnej rodziny, zaproponował, byśmy wszyscy pojechali do niego. Mówił, że jego ojciec ma niesamowitą kolekcję obrazów i powinnam ją zobaczyć. Czego się spodziewałam? Że obejrzę obrazy. I niczego więcej. Znałam jednego z nich, czułam się bezpiecznie. Pojechaliśmy. Gdyby nie fakt, że mam niesamowicie dobry słuch, mogłoby się to fatalnie skończyć - usłyszałam, jak w drugim pokoju naradzają się, który zacznie i tak dalej.
Kofta przypomina, że wśród osób potępiających ofiary przemocy seksualnej, że niby same się prosiły, jest wiele kobiet. Które, jeśli sięgnąć do statystyk, niemal na pewno same także doświadczyły molestowania.
W jednym z programów telewizyjnych rozmawiałam z kobietą, która mówiła, że nie rozumie ofiar przemocy domowej, bo sama odeszłaby od razu, kiedy mężczyzna uderzyłby ją po raz pierwszy. Tłumaczyłam - bo jesteś uprzywilejowaną, bogatą artystką z Warszawy! W dodatku bezdzietną. Gdybyś potem została z dziećmi, bez alimentów, co jest częste, to nie wiem jak byś się zachowała - wspomina Kofta. A ona na to, że wolałaby czyścić klozety, niż być z taką osobą. Podsumowując – uważała, że jeżeli mąż cię bije, to sama jesteś sobie winna, bo nie odeszłaś. To brak solidarności kobiecej, mierzenie wszystkich swoją miarą. Jest mnóstwo kobiet, które pokornie znoszą takie sytuacje, zaciskają zęby, bo ciąży na nich presja ekonomiczna. Muszą nakarmić dzieci, nie dostają alimentów, opłacają czynsz. Jak któraś fiknie, może stracić pracę, zostać na lodzie.
Przypomnijmy kilka ostatnio nagłośnionych przypadków kobiet, które "same są sobie winne”:
**Harvey Wesintein oskarżony o molestowanie. Jaka przyszłość czeka przyjaciela Weroniki Rosati?
**