Miłość oddanych fanów, często napędzająca artystów do działania, często może też przybierać dość niebezpieczne formy. Ostatnio przekonała się o tym Katy Perry, która podróżuje właśnie po Stanach Zjednoczonych z trasą koncertową promującą jej ostatni album Witness.
Na każdym z koncertów wokalistka ma okazję zobaczyć, jak wielu ma wielbicieli, ale jeden z nich okazał się dużo bardziej zagorzały w swoim oddaniu idolce. Pochodzący z Polski Paweł J., bo o nim mowa, zdążył zobaczyć kilkanaście koncertów Perry w czasie tego tournee, ale to przystanku w Miami postanowił przekuć w życie swój plan spotkania się z nią oko w oko.
Jak donosi amerykański serwis Patch.com, Polak próbował przedostać się na zamknięte dla publiczności zaplecze koncertu odbywającego się w American Airlines Arena. Gdy ochrona obiektu go zobaczyła, natychmiast wezwano policję. Funkcjonariusze zatrzymali Pawła J. i przewieźli go do aresztu, gdzie na jaw wyszła niepokojąca obsesja Polaka na punkcie Perry.
Jak się bowiem okazało, nasz rodak kilka dni wcześniej próbował już dostać się do gwiazdy. W tym celu wdrapał się po schodach pożarowych na 14. piętro hotelu w Miami Beach, w którym zatrzymała się Katy. Wtedy jednak ochrona, która przyłapała go na gorącym uczynku, nie zdecydowała się wezwać policji.
W czasie zeznań Paweł J. nie krył się ze swoim gorącym uczuciem do zagorzałej przeciwniczki Taylor Swift:
Zrobię wszystko, żeby być z Katy - miał powiedzieć policjantom.
Pawłowi J. postawiono kilka zarzutów, m.in. prześladowania, próbę ucieczki przed policją, nagabywania, grasowania oraz opierania się bez przemocy podczas aresztowania. Sędzia postanowił na razie o jego tymczasowym zatrzymaniu, a przebywający w Stanach na turystycznej wizie Polak będzie mógł opuścić areszt dopiero po wpłaceniu kaucji w wysokości ponad 30 tysięcy dolarów (ok. 120 tysięcy złotych).
Myślicie, że miłość do Katy Perry jest warta takich kłopotów?
**