James Franco typowany był na laureata Oscara za główną rolę w filmie Disaster Artist, za którą otrzymał już Złotego Globa w ubiegłą niedzielę. Okazuje się, że aktor, który zresztą na ceremonię rozdania Złotych Globów przybył z plakietką "Times Up", podkreślając w ten sposób swoje poparcie dla ruchu walczącego z molestowaniem kobiet i wykorzystywaniem ich w miejscach pracy, sam miał niejednokrotnie dopuścić się przemocy seksualnej na występujących z nim aktorkach.
23-letnia Violet Paley wyznała, że Franco zmuszał aktorkę do seksu oralnego w trakcie jazdy samochodem. Do zdarzenia miało dojść kilka lat temu.
Rozmawialiśmy, a on nagle wyciągnął ze spoidni penisa - wyznała Paley, która w tym czasie była z aktorem w związku. Bardzo się zdenerwowałam i prosiłam, byśmy poczekali na lepszy moment. On niby w żartach zaczął przyciągać mnie za kark do swojego krocza. Nie chciałam, żeby mnie znienawidził, więc ostatecznie zgodziłam się. Byliśmy ze sobą blisko, ale wiedziałam, że on ma zdecydowanie większe wpływy niż ja, a jego złość może zaszkodzić mi w karierze, więc godziłam się na jego ekscesy.
W tamtym okresie miał też wymusić na Sarze Tither-Kaplan udział w scenach rozbieranych wbrew jej woli. Kolejne dwie aktorki Hilary Dusome i Natalie Chimel donoszą, że James kazał aktorkom obnażyć piersi w trakcie jednej ze scen, którą kręcił do swojego filmu. Dusome i Chimel twierdzą, że gdy odmówiły aktorowi, ten miał wpaść w szał.
Kobiety przyznały, że Franco zadzwonił do nich później i przeprosił za przykry incydent.
Adwokat gwiazdora, Michael Plonske, w oficjalnym oświadczeniu zaprzeczył oskarżeniom obciążającym klienta. Myślicie, że publicznie mocno wspierający walkę o prawa kobiet Franco jest winny zarzucanym mu czynom?