Zazwyczaj kandydatów do miana "żenady roku" wybieramy w grudniu i choć pretendentów nie brakuje, czujemy, że laureata tej "nagrody" poznaliśmy już w lutym. Jarek Kret nigdy nie przejmował się zbytnio swoim PR-em, a doświadczenia z wystawianiem związków na świecznik niczego go nie nauczyły. Kto wie, może dzięki znanym partnerkom nadal ma pracę w telewizji.
Jego spektakularne rozstanie z Beatą Tadlą odbywające się na oczach całej Polski zdaje się dostarczać mu rozrywki. Kret umiłował sobie brnięcie w dziwne tłumaczenia i zamiast zachować resztki kultury i zdrowego rozsądku, "tłumaczy się" z kolejnych sytuacji.
Ostatnio na antenie stacji, w której pracuje z byłą partnerką, wywiązała się dyskusja na temat pierścionka...
Jarek postanowił sprostować, że żadne zaręczyny nie miały miejsca, pierścionek, o którym mowa, to pamiątka z wakacji:
Dowiedziałem się z tabloidów, że ja zażyczyłem sobie zwrot pierścionka zaręczynowego - mówi Jarek, udzielając wywiadu Super Expressowi. Tylko przede wszystkim nie było nigdy pierścionka zaręczynowego. Ja o nic nie prosiłem i nie życzyłem sobie żadnego zwrotu. My z Beatą mamy takie same arabskie pierścionki, które się rozkładają i trzeba je umiejętnie złożyć. I Beacie się rozpadł ten pierścionek. Rozpadł się jej w "Tańcu z gwiazdami", spadł jej z palca i się rozpadł. Tyle.
Naprawdę wolimy się łudzić, że cała ta historia jest nieco naciągana niż uwierzyć, że ludzie mogą naprawdę aż tak rozmienić swoje życie na drobne i upokorzyć partnera.