Kinga Korta należała do najbarwniejszych uczestniczek pierwszych dwóch sezonów programu TVN-u Żony Hollywood. Jego "misja" polega na przekonaniu młodych Polek, że zamiast w wykształcenie i karierę zawodową lepiej inwestować w operacje plastyczne i platynową farbę do włosów, by złapać bogatego męża i wieść z nim bajkowe życie w Kalifornii.
Korta akurat, jak zapewnia w wywiadzie dla Vivy, nigdy o tym nie marzyła, tylko poświęciła się dla miłości.
Z Chetem poznaliśmy się w Tajlandii. Byłam na kontrakcie, a on przyleciał w interesach - wspomina Kinga. Chciał rzucić dla mnie swoje dotychczasowe życie, był już nastawiony na przeprowadzkę do Polski. Zapytałam go wtedy: "Co ty tutaj będziesz robił?". "Coś znajdę" - odpowiedział. W końcu zaprosił mnie do siebie. Pojechałam. Okazało się, że życie w Kalifornii nie jest takie złe. To dzięki miłości postawiłam wszystko na jedna kartę. Tak zaczęłam wszystko od zera.
W drugim sezonie Żon Hollywood Korta doszła do wniosku, że do pełni szczęścia potrzeba jej już tylko dziecka. Pod okiem kamery TVN-u rozpoczęła z Chetem starania, jednak, chociaż zainstalowała w smartfonie aplikację owulacyjną, szło dość opornie.
Rzeczywiście, długo nie mogłam zajść w ciążę - potwierdza Kinga. Konsultowaliśmy się z lekarzami w Polsce i Stanach. Paradoksalnie zawsze byłam zdrowa, wszystkie badania wychodziły perfekcyjnie. Mąż tak samo. Przez ostatnie dwa, trzy lata żyłam w strachu. Bałam się co będzie jeśli nam nie wyjdzie.
Pojawiły się podejrzenia, że przeszkodą może być wiek. Korta posądzana jest o to, że przekroczyła już pięćdziesiątkę. Zapytana o to wprost, unika odpowiedzi. Podobnie w przypadku pytania o in vitro.
Wokół mnie narosło wiele mitów - komentuje ostrożnie. Przypuszczam, że plotki na temat mojego wieku rozpuściły uczestniczki trzeciego sezonu. Poznały mnie przelotnie, teraz bardzo interesują się moim życiem poza ekranem i snuciem plotek. To takie małostkowe… Dla plotkarskich magazynów takie newsy zawsze są w cenie. Nie przejmuję się nimi. Mogę się z nich jedynie śmiać. Skupiam się na pozytywnym odbiorze. Kobiety wysyłają mi setki ciepłych komentarzy, listów. Te, które starają się o dziecko, proszą o rady. Rozważaliśmy wszystkie opcje, również in vitro. Nie wiem, czy łatwo zdecydowałabym się na surogatkę. Oczywiście, gdyby były rozmowy na ten temat i Chet nalegał… ale adopcja była brana pod uwagę w pierwszej kolejności. W końcu się udało. Dla każdej kobiety, która bardzo stara się o dziecko i przechodzi proces leczenia, to niesamowite uczucie.
Czyli było in vitro, czy nie było? Nie wiadomo. Wiek Kingi..? Też nie... Właściwie cała jej rozmowa z Vivą może służyć za podręcznikowy przykład, jak udzielić "szczerego" wywiadu na trzy strony, niczego nie ujawniając.