Zbiórki charytatywne budzą coraz więcej kontrowersji. Od czasu niechlubnej zbiórki "na Antosia", który jak się okazało, nie istniał, Polacy ostrożniej podchodzą do apeli o pomoc: Mężczyzna, który oszukał Lewandowskich w "zbiórce dla Antosia", wydawał zebrane pieniądze NA PROSTYTUTKI!
23-letni youtuber Michał "Boxdel" Baron w ostatnich dniach marca tego roku zorganizował charytatywną zbiórkę. Jej celem była pomoc chorej na glejaka mózgu Vanessie Walusz. 29 marca Baron spotkał się z rodziną dzielnej Vanessy, by przekazać jej pieniądze od poruszonych widzów. Przekazał wtedy 20 z 40 tysięcy zebranych wtedy złotych i... zamilkł.
Zaniepokojeni o swoje pieniądze wpłacający zaczęli pytać rodzinę dziewczynki, czy Boxdel przekazał również resztę pieniędzy. Jak można się było spodziewać, youtubera dosięgnęła fala krytyki:
@boxdel nie wstyd Ci tyle zwklekac z przekazaniem pieniędzy dla chorej dziewczynki która to jak zaznaczyłeś, walczy o życie? - napisał internauta, który pierwszy odważył się publicznie zapytać o powód zwłoki z wpłatą reszty pieniędzy.
Ponaglony falą spekulacji i oskarżeń youtuber postanowił wpłacić kolejne 12 tysięcy złotych, co oficjalnie potwierdziły rodzina małej pacjentki i fundacja "Pomóc Więcej": Jako Fundacja Pomóc Więcej potwierdzamy, że Youtuber Boxdel przekazał w sumie 32 tys. zł na konto Vanessy Walusz.
To jednak nie uspokoiło wykopowiczów, którzy zastanawiają się, gdzie zniknęło brakujące 8 tysięcy złotych:
W przypadku wartości (zbiórki) przekraczającej 20.556 zł podatek wynosi 2.877 zł 90 gr i 20% kwoty. Druga sprawa jest taka, że to nie BOXDEL powinien go odprowadzać, a rodzina Vanessy - wylicza czujny użytkownik.
Jeśli wierzyć tym rachunkom - do rodziny chorej dziewczynki powinna trafić pełna kwota. Na szlachetny cel zbiórki cieniem kładzie się niejasny sposób jej rozliczenia - od dwóch wpłat oddzielonych tygodniami nerwowego oczekiwania, aż po nieujawnienie formalnego rozliczenia zbiórki, które ucięłoby mnożące się spekulacje.
Zamiast tego, jak na youtubera przystało - Boxdel zamieścił łzawy film, w którym... żali się, że zbiórka była dla niego ciężkim przeżyciem.
Jako, że jestem związny z fundacją "Pomóc Więcej" jako wolontariusz, zgodziłem się zorganizować zbiórkę pierwszy, ale i chyba ostatni raz" - zaczyna Baron ocierając łzę z kącika oka.
Miałem problemy przez to, że robiłem zbiórkę, nie mając fundacji i musiałem tułać się po komisariatach, odbierać telefony od prawnika - przyznaje w ten sposób, sugerując chyba, że nie do końca przewidział, co stanie się, gdy uzbiera zamierzone pieniądze.
Po rozliczeniu pierwszych 20 tysięcy złotych czekałem na resztę, bo to nie takie prote rozliczać takie kwoty. Dzisiaj (23 maja) wpłaciłem kolejne 12 tysięcy złotych po prowizjach i podatkach. Z zebranych pieniędzy nie zawsze otrzymasz pełną kwotę. I tak musiałem dołożyć do zbiórki z własnej kieszeni - tłumaczy we łzach Michał. Nie do końca jednak wiadomo, co dokładnie znaczy "nie zawsze".
Oburzeni internauci przypominają jeszcze, że zbiórki charytatywne są zwolnione z podatków. Jednak bez ujawnienia rozliczeń nie dowiemy się, czy zbiórka miała taki formalny status...