Rok 2016 był niewątpliwie bardzo trudnym czasem dla Michaela Buble i jego rodziny. Niecałe dwa lata temu piosenkarz zmuszony był zawiesić karierę muzyczną po otrzymaniu informacji o chorobie 4-letniego synka Noah, u którego zdiagnozowano raka wątroby. To traumatyczne przeżycie wstrząsnęło życiem prywatnym artysty, który, jak dziś przyznaje w rozmowie z jednym z dziennikarzy, patrzy teraz na świat z zupełnie innej perspektywy.
W wywiadzie z australijskim dziennikiem "Herald Sun" Buble przyznaje, że choroba synka była wyjątkowo bolesnym doświadczeniem dla całej jego rodziny, jednak chłopiec okazał się wyjątkowo silnym dzieckiem i dzielnie zniósł proces leczenia. Mimo, że Noah powoli wraca do zdrowia, ostatnie kilkanaście miesięcy zdecydowanie nie było łatwym czasem dla Michaela i jego żony, Luisany Lopilato.
Byłem w piekle. Nie mówię o tym wszystkim, nawet bliskim przyjaciołom, ponieważ to strasznie bolesne. To mój chłopiec. Jest superbohaterem. Piekło zdaje się być naprawdę miłym miejscem w porównaniu z tym, co przeszliśmy. Naprawdę myślałem, że już nigdy nie wrócę do muzyki. - przyznaje wokalista.
Artysta przyznaje również, że walka synka z nowotworem na dobre zmieniła jego dotychczasowe priorytety, a teraz najważniejszą wartością jest dla niego właśnie rodzina.
Najbardziej liczy się dla mnie rodzina. Zdrowie moich dzieci jest dla mnie najważniejsze.
Dziś Buble i jego najbliżsi powoli wracają do normalnego życia, jednak choroba małego Noah wciąż wymaga oczywiście stałego monitorowania. Teraz artysta stopniowo stara się skupić także na powrocie na scenę – jego pierwszy koncert po długiej przerwie, który odbył się w Croke Park w Dublinie, okazał się olbrzymim sukcesem.