Edyta Zając zrobiła błyskawiczną karierę w polskich mediach. Jej związek z Cezarym Pazurą odbił się na tyle szerokim echem, że z dnia na dzień stała się szeroko rozpoznawalna. Kilka miesięcy później zaszła w ciążę, a kilka tygodni przed porodem wzięła ślub. Mimo, że, jak sama podkreśla, w nowym wywiadzie, nie musi martwić się o ładne mieszkanie i pieniądze, twierdzi, że nie ma lekko i "niesie swój krzyż". W programie Uwaga nagranym z okazji promocji nowego filmu Czarka porównała nawet swoją ciężką życiową sytuację z losem osoby, która "nie ma co jeść", albo ma... chore dzieci.
Myślę, że każdy zastanawia się, co by było gdyby – mówi w kolejnej rozmowie z tabloidem Takie jest życie. Ale to nie ma sensu. Dlatego też staram się nie myśleć o tym, jak wyglądałoby teraz moje życie, gdyby nie wydarzyło się to, co się wydarzyło. Sama myśl, że nie ma przy mnie córeczki jest dla mnie przerażająca.
Dużo zyskałam, ale też dużo straciłam – mówi dalej. Trudno to zrozumieć, gdy jest się w zupełnie innej sytuacji. Czasami myślę, że wolałabym 14 lat pracować na własne mieszkanie, studiować na trzech fakultetach i mieć święty spokój, niż przejść przez to wszystko, przez co ja przeszłam.
Cóż, miejmy nadzieję, że debiut aktorski w zmiażdżonym przez recenzentów filmie męża okazał się jakąś rekompensatą tych cierpień.
Przypomnijmy ku przestrodze: "Błazenada! Ludzie wychodzili w trakcie seansu. Edyta bezczelnie niezdolna i drewniana."
Przy okazji - w nowym Wproście przeczytać można brutalny wywiad Piotra Najsztuba z Pazurą. Dziennikarz uświadamia go między innymi, czym różni się śmiech widzów od rechotu i dlaczego dwa razy chciał wyjść z kina oglądając jego "komedię". Aż przykro się czyta jego tłumaczenia. Jak myślicie, czy debiut Cezarego będzie się wkrótce wspominało jak żałosne Ciacho?