Tydzień temu światem wstrząsnęła informacja o tragicznych wydarzeniach w Norwegii. 32-lenti Anders Breivik zdetonował ładunek wybuchowy w rządowej dzielnicy Oslo, a następnie zamordował kilkadziesiąt osób na oddalonej o 40 kilometrów od stolicy wyspie Utoya. W zamachu zginęło łącznie 76 osób, głównie młodzieży w wieku od 13 do 19 lat.
Kilka dni temu w Warszawie odbył się koncert sławnego brytyjskiego wokalisty Morrisseya, przed laty lidera grupy The Smiths, obecnie nagrywającego solo. Jest on wegetarianinem, znanym z wyjątkowo skrajnych poglądów w tej kwestii. Przed piosenką _**Meet is murder**_ powiedział: _**Wszyscy żyjemy w świecie morderców, co pokazują ataki w Norwegii. To jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się każdego dnia w McDonald's i KFC!**_
Po tej wypowiedzi w sieci zawrzało: jego fani w większości byli bardzo zaskoczeni i nie mogli uwierzyć, że muzyk mógł użyć takiego porównania. Brytyjskie media początkowo przemilczały ten incydent, później jednak nie mogły udawać, że nic się nie stało i dzisiaj piszą o tym najważniejsze tytuły na Wyspach. Menedżer Morrisseya odmawia komentarza w tej sprawie twierdząc jedynie, że "jego słowa mówią same za siebie".
Piosenkarz ma już za sobą równie kontrowersyjne wypowiedzi. Nazwał miedzy innymi Chińczyków "podgatunkiem człowieka" ze względu na fakt, jak traktują psy.
Jak sądzicie, przesadził? A może do zwrócenia uwagi na problem koszmarnego losu zwierząt potrzebne są takie skandale?