Andżelika Zuber, która w wyniku przepychanek między rodzicami, decyzją sądu trafiła do warszawskiego domu dziecka, nie będzie raczej miło wspominać tego pobytu. 11-latkę umieszczono w placówce na wniosek jej matki, Anny Samusionek, która, zdaniem byłego męża, poprzez odseparowanie córki od świata chce nawiązać z nią serdeczne relacje... Na razie niespecjalnie się to niestety udaje. Andżelika konsekwentnie odmawia widzenia z matką. W napisanym w sobotę liście do ojca, powołuje się na opinię Rzecznika Praw Dziecka: Mówił mi, że ja mam prawo powiedzieć, że chcę rozmawiać lub nie.
Jak wynika z treści listu, Samusionek podczas jednej z wizyt użyła podstępu. Zabrała ze sobą siostrę, Iwonę.
Ta Iwona na siłę weszła do mojego pokoju - relacjonuje dziewczynka w liście do ojca. Ja mówiłam, że nie chcę z nią rozmawiać, ale ona dalej na siłę i uciekałam przed nią. Ja bardzo nie chcę do żadnej rodziny, która jest od mamy, albo gdzie w ogóle źle mówią o tatusiu.
W rozmowie z Super Expressem dziecko żali się, że życie w domu dziecka jest ciężkie.
Boli mnie brzuch i głowa, ale nie wpuścili do mnie pani lekarki, bo oni tu wszystkim mówią, że nikt nie może mnie odwiedzać - skarży się w tabloidzie. A jak był rzecznik to powiedział, że tata nie może przychodzić, ale każdy inny może do mnie przyjść czy przynieść mi rzeczy. Nikt mnie tu nie szanuje. Dzieci mnie biją, rzucają we mnie kapciami. Uderzyły mnie w głowę. Nie mam, co robić. Rano jem śniadanie, potem do godz. 14 jestem w jednym pokoju, jem obiad i wracam do swojego pokoju. Nawet nie mogę wyjść na dwór, chociaż jest taka ładna pogoda. Panie wymyśliły sobie, ze tata może mnie porwać. Tu jest gorzej niż w więzieniu. Słyszałam, że mama jest w budynku, ale do mnie nie przyszła. Jak usłyszałam, że przyszła to strasznie się przestraszyłam, zaczął mnie boleć brzuch.
Z relacji Andżeliki wynika, że w pracownice placówki opiekuńczej znęcają się nad nią:
Tata przychodzi pod okno, ale ostatnio jak przyszedł, pani dyrektorka, zaczęła mnie odciągać od okna. Przytrzasnęła mi rękę, bardzo bolała - wspomina 11-latka. Były dwie panie psycholog, które mnie przesłuchiwały i krzyczały, żebym nie kłamała. To było jak przesłuchanie na filmach, bałam się.
Mimo że w sprawę włączył się Rzecznik Praw Dziecka, Komitet Ochrony Praw Dziecka oraz Fundacja Razem Lepiej, nie udało się jak na razie wypracować żadnego kompromisu.