Blady strach padł na przemysł filmów porno w Stanach Zjednoczonych. Wszyscy aktorzy, którzy biorą udział w tego typu produkcjach, zobowiązani są do regularnych badań na obecność chorób przenoszonych drogą płciową, z wirusem HIV na czele. Testom poddają się nawet co miesiąc, nie wszyscy jednak są uczciwi. Mając świadomość, że mogą być zarażeni, dostarczają do laboratoriów próbki nie pochodzące od nich...
Najprawdopodobniej takie właśnie zachowanie doprowadziło do paraliżu branży za oceanem. W ciągu dwóch tygodni wykryto bowiem aż cztery przypadki nosicielstwa wirusa HIV wśród aktorów porno. Jako pierwsi ujawnili się Cameron Bay i jej pracujący w gejowskich produkcjach chłopak, Rod Daily. Dane dwojga kolejnych zarażonych nie zostały upublicznione. W obliczu tak dużego zagrożenia amerykańska branża porno ogłosiła, że zawiesza prace nad wszystkimi filmami aż do odwołania.
Okazuje się jednak, że nie wszyscy producenci zastosowali się do tego zalecenia. Jak twierdzą media za oceanem, nowe filmy wciąż powstają.
Trzeba przyznać, że niektóre firmy z branży nie przejmują się zagrożeniem i nadal kręcą - mówi informator magazynu Radar. To głupie, samolubne i niebezpieczne. Branża jest przeciwko używaniu prezerwatyw, bo to odbija się negatywnie na sprzedaży, ale to przecież jak szybka jazda motocyklem bez kasku!
Przedstawiciele AIDS Healthcare Foundation, największej i najbardziej uznanej organizacji zajmującej się problematyką HIV/AIDS dodają, że epidemii wśród aktorów porno dałoby się uniknąć, gdyby tylko używali prezerwatyw.