Już od wczoraj Marta Kaczyńska miała być znowu rozwódką. Od początku tego roku w gdyńskim sądzie czeka pozew, złożony przez jej męża, Marcina Dubienieckiego. Nie od razu możliwe było wyznaczenie terminu rozprawy, gdyż dokumenty zawierały braki formalne. Dubieniecki długo zastanawiał się, czy jej uzupełnić, jakby liczył na to, że Marta jeszcze się namyśli. Tak się jednak nie stało i sąd, po otrzymaniu brakujących papierów, wyznaczył termin na 8 maja.
Sprawa wyglądała na prostą. Kaczyńska i Dubieniecki mieli podpisaną intercyzę, regulującą sprawy majątkowe, a w kwestii opieki nad dziećmi też się ponoć dogadali. Rozprawa miała być czystą formalnością. Ostatecznie jednak do niej nie doszło, bo... Marta się rozmyśliła.
Jak informuje Fakt, posiedzenie sądu zostało odwołane w ostatniej chwili. Jak udało się ustalić, wniosek o odroczenie złożyła Kaczyńska. Wygląda na to, że to raczej nie kłopoty zdrowotne uniemożliwiły jej pojawienie się w sądzie. Jak relacjonuje tabloid, rano jak zwykle odprowadziła córki do szkoły, a potem szalała na rowerze, jadąc jednokierunkową ulicą pod prąd. Miała szczęście, że obyło się bez mandatu na 300 złotych.
W każdym razie wygląda na to, że o zamiarach żony nie był poinformowany Dubieniecki, bo w rozmowie z dziennikarzem Faktu nie krył złości. Zapytany o powody decyzji Marty, odpowiedział jak zwykle uprzejmie: Nie interesuje mnie to!