Michał Wiśniewski bardzo przeżył niedawną wypowiedź Maryli Rodowicz na temat nazywania Mandaryny gwiazdą. A raczej nie nazywania, bo tego "przywileju" diwa wolałaby drugiej byłej żonie Michała odmówić.
U nas co druga osoba, która pojawi się na ściance to gwiazda. Jak czytam podpisy pod zdjęciami mówiące o tym, jakie gwiazdy były na jakimś evencie, załamuję się! Przepraszam, jeśli Mandaryna jest gwiazdą, to kim ja jestem? Carycą?! - skomentowała piosenkarka.
W odpowiedzi Michał odpisał jej na swoim profilu, "żeby się hamowała, bo dzieci czytają ". Elegancko wypomniał Maryli, że jest "stara, gruba i ma sztuczny biust", przynajmniej na scenie, zaś Mandaryna zakończyła karierę w świetnym stylu, śpiewając na żywo w Sopocie w 2005 roku... Zobacz: Wiśniewski wyśmiewa Rodowicz i... broni Mandaryny: "Przykleja sobie PLASTIKOWE CYCKI!"
Tak się zdenerwował, że trochę się boimy, czy z łuszczycą znów mu się nie pogorszy. Na koniec zagroził Maryli, że przestanie jej mówić "dzień dobry". Rodowicz bardzo się z tego uśmiała.
Nie powiedziałam na temat Mandaryny nic obraźliwego - komentuje w Super Expressie. Ich dzieci teraz przeczytają moje słowa i co? Tam nic złego o niej nie było. Nie było oceny jej umiejętności. Każdy ma prawo pisać, co chce. Przecież nie możemy mu zabronić. Nawet jeśli to nie jest miłe, to przecież nie będę się obrażać. Napisał, że przestaniemy sobie mówić dzień dobry, czyli już mi się nie ukłoni? No trudno.
Cóż, z prawa do "pisania, co się chce" Michał korzysta często.