Elżbieta B. została przedwczoraj uznana przez świdnicki sąd za winną psychicznego i fizycznego znęcania się nad Violettą Villas i poprzez zaniedbania, doprowadzenia do jej śmierci.
W międzyczasie uprawomocnił się wyrok w sprawie spadku po zmarłej gwieździe. Sąd, po ponad 2-letnim namyśle, uznał, że podpisując posunięty jej testament, zmanipulowana przez „opiekunkę” nie miała świadomości swoich czynów.
Elżbieta B. tradycyjnie idzie w zaparte, że dom w Lewinie Kłodzkim należy się jej. Jak ujawnia w Super Expressie, ma na to twarde dowody.
Pani Violetta regularnie odwiedza mnie podczas snu. Podczas rozmów ciągle mi powtarza, że dom, w którym umarła, należy się mnie. Zawsze podkreśla, że byłam najbliższą jej osobą - wyznaje "opiekunka". Gdy pytam jej, jak jest w niebie, to pani Violetta mówi, że cudownie i że nigdy nie zdecydowałaby się stamtąd wrócić. Bo widzi jak ludzie są podli, gdy chcą ograbić mnie z tego, co artystka mi zapisała. Kilka dni temu powiedziała mi, że kiedyś sprawiedliwość zwycięży. Dodała jednak, abym zmieniła sobie mecenasa.