Wypromowany w telewizji śniadaniowej na "najmłodszego polskiego milionera" niezwykle pewny siebie Piotr K. stoi za podejrzanymi preparatami na wybieralnie zębów, odchudzanie i wzmacnianie pracy serca. Sprawą legalności produktów zainteresował się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Główny Inspektorat Sanitarny. Szybko ustalono, że reklamy VitaSlim Proactive naruszają prawo. Na dodatek specyfiki Piotra K. zwyczajnie nie działają.
Właśnie ukazał się obszerny reportaż Krytyki Politycznej napisany z punktu widzenia jednego z byłych pracowników Piotra K. Czytamy w nim, jak "najmłodszy milioner" zorganizował swoją nielegalną firmę, ukrytą za szeregiem fasadowych przedsiębiorstw. Grupa telemarketerów siedziała w mieszkaniu w bloku i wciskała ludziom produkt, który był w nieustającej promocji. Każdy z nich miał sprzedać jak najwięcej i jak najszybciej cudownych tabletek na odchudzanie. Pracownik Piotra K. opisał, jakie triki stosowano na dzwoniących, którzy uwierzyli w reklamę wyemitowaną w telewizji. Dzięki naciąganiu naiwnych klientów Piotr K. zarabiał podobno aż do... 200 tysięcy złotych dziennie!
Aby osiągnąć u klienta zamierzony stan, zastosowano w reklamach cały szereg sprytnych zabiegów marketingowych - relacjonuje były pracownik w Dzienniku Opinii. Po pierwsze, w reklamie VitaSlim można było usłyszeć, że za 96 zł otrzymujemy pełną kurację, która pozwoli schudnąć nawet do 17 kg w przeciągu miesiąca. Trik polegał na tym, że za zbliżoną kwotę (ceny 96 zł nawet nie mieliśmy w naszych cennikach) otrzymywało się jedno opakowanie, które starczyło nie na miesiąc, lecz na dwa tygodnie.
Trik drugi - przez miesiąc może i schudnie pani te 17 kg, ale potem wystąpi efekt jojo; aby efekt jojo nie wystąpił, należy wykupić pełną trzymiesięczną kurację, która temu zapobiegnie. Trik trzeci - konsultant zawsze mógł doliczyć koszty przesyłki, która była już wliczona w kwoty w naszych cennikach, ale my oczywiście mogliśmy ich użyć, aby np. podwyższyć niższą kwotę do zapłaty za dwa opakowania VitaSlim do wyższej. Bo do każdej ilości opakowań produktu było przypisanych po parę kwot. Wszystko zależało od nas i od naszej kreatywności.
Osoba pracująca dla Piotra K., który ponoć nigdy nie krzyczał na telemarketerów, ale swoje emocje wyładowywał na wyżej postawionych osobach w firmie, przyznaje, że w spocie występowali sami aktorzy:
W reklamie było powiedziane, że dana promocja (a promocja była, rzecz jasna, zawsze) jest tylko dzisiaj, tylko teraz, tylko w tej minucie i jeśli zadzwonisz w tym momencie, podczas trwania reklamy, to otrzymasz jeszcze darmowy błonnik aktywny, który oczyści twój organizm (na ekranie pojawiał się sekundnik).
Zdarzało się też, że klienci dzwonili, by z zamówienia zrezygnować albo lek odesłać. Teoretycznie rezygnacje mogliśmy przyjmować do dwóch godzin od złożenia zamówienia - ale nikt nie prowadził żadnych wykazów godzin, więc w praktyce nie wiedzieliśmy, czy daną rezygnację możemy przyjąć, czy nie. Żaden odesłany przez klienta lek nigdy do nas nie dotarł - adres na opakowaniu był wirtualny - ani też my nigdy klientowi nic nie dosyłaliśmy, nawet jeśli zostało mu to obiecane. Pół biedy, jeśli klient najpierw zapłacił, a dopiero potem domagał się zwrotu kosztów - bo jeśli nic nie zapłacił, wówczas wysyłano do niego "Przedegzekucyjne wezwanie do zapłaty". Grożono mu tam komornikiem i zajęciem mienia, a wymagana do zapłaty kwota była oczywiście zawyżona względem tej prawdziwej.
Wielu klientów dzwoniących do działu reklamacji płakało - przerażeni, że dostali wezwania do zapłaty jakichś sum wziętych z kosmosu. Prosili, błagali, żeby pisma odwołać, żeby już ich więcej nie nękać. Żaden z klientów nigdy nie zobaczył ani złotówki z pieniędzy, które już raz zapłacił firmie.
Najbardziej do myślenia daje jednak to, jak się czuł były pracownik Piotra:
Po powrocie do domu od razu wskakiwałem pod prysznic – musiałem z siebie zmyć odór kłamstwa i hipokryzji, którymi przesiąkłem - wspomina. Ale są rzeczy, których nic nie zmyje. Zarabiałem na oszukiwaniu starych ludzi. Byłem zerem, każdego dnia nienawidziłem się coraz bardziej. Moi rodzice umarliby drugi raz, gdyby wiedzieli, co robię.
Piotr nie czuje się źle. Dorobił się na tym biznesie milionów, żółtego lamborghini i jeszcze bogatszych znajomych. Niedawno upił się do nieprzytomności z jednym z najbogatszych młodych Polaków, 22-latkiem, który odziedziczył po zmarłym ojcu 600 milionów złotych. Ich kolega wysłał nam zdjęcia. Takie mamy "elity biznesu":