Na początku sierpnia internauci dotarli do szokującego nagrania, na którym widać mężczyznę porzucającego ciężarną sukę przy bramie schroniska dla zwierząt w Sonieczkowie obok Augustowa. Zwierzę przez kilka godzin czekało w upale pozbawione wody. Wkrótce okazało się, że właścicielem zwierzęcia jest Piotr Kuryło, popularny maratończyk, promujący się na człowieka głęboko wierzącego, z dobrym sercem. Zostawił psa, bo leciał na maraton do Aten. Kuryło bardzo lubił pozować z różańcem w ręku i w koszulce z Janem Pawłem II. Dzięki temu dostawał pieniądze od sponsorów za bieganie i nie musiał chodzić do pracy.
Przypomnijmy: Kuryło broni się i... PORÓWNUJE DO JEZUSA! "Ludzie zostawiają psy i NIEMA WIELKIEGO CHALO"
Kuryło usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami i wkrótce potem... uciekł z kraju. Po przebiegnięciu kolejnych maratonów organizowanych "dla pokoju i dobra na świecie" Kuryło zatrudnił się w firmie budowlanej w Londynie. Żali się, że w Polsce "zniszczono mu karierę".
Teraz jestem w Londynie i pracuję na budowie. Mam dość już tego swojego kraju, gdzie zniszczono mi karierę. Do domu wrócę najwcześniej za dwa lata - powiedział w rozmowie z portalem wspolczesna.pl.
Zaraz po usłyszeniu zarzutów Kuryło zaproponował, że dobrowolnie podda się karze i zapłaci wyznaczoną grzywnę. Stwierdził, że to mu się najbardziej opłaca:
To kosztowna sprawa. Zapłacę pewnie ze dwa tysiące grzywny, albo i więcej. Ale trudno. Nie chcę już dłużej tego ciągnąć. Tym bardziej że zacząłem nowe życie i nie ma ono nic wspólnego ze sportem - mówi.
Nie życzymy Kuryle, żeby ktokolwiek potraktował go kiedyś jak on swojego psa. Życzymy mu tylko, żeby nikt o tym nigdy nie zapomniał.
Porzucona przez niego suczka Sara wciąż znajduje się w schronisku.