Krajowe eliminacje do konkursu Eurowizji okazały się bardzo emocjonujące. Faworytka Edyta Górniak, która w 1994 roku zajęła na Eurowizji drugie miejsce, przegrała aż z dwojgiem wykonawców. Więcej głosów zdobył nie tylko wygrany Michał Szpak, ale nawet szafiarka Margaret. Najwięcej komentarzy wywołał jednak występ Oli Gintrowskiej, która z całych sił próbowała odwrócić uwagę widzów od swojego głosu. Na koniec zmieniła się nawet w syrenę.
Występ Oli doczekał się już porównań do słynnej kompromitacji Mandaryny w Sopocie. W rozmowie z Dzień Dobry TVN piosenkarka zapewnia, że... właśnie tak miało być.
Postawiłam na show, bo wiedziałam, że jeśli będzie klasyczny występ to wśród takich artystów raczej się nie wyróżnię - wyjaśniła. No i udało się, mówią o tym wszyscy. Show jest bardzo ważne. W Stanach bardzo stawia się na show. Przecież Madonna i Lady Gaga zaczynały od show. Patrząc wstecz, Eurowizję wygrywały ciekawe osobowości, które pokazały show, np. Lordi czy kobieta z brodą.
Oli wprawdzie nie udało się wygrać, ale zapewnia, że nie ma o to żalu.
Kibicuję bardzo Michałowi, bo ma piękną balladę, taką eurowizyjną i piękny głos - mówiła w telewizji. Chętnie pożyczę mu ogon, bo mężczyzny z ogonem jeszcze nie było.