Pod koniec stycznia okazało się, że Kora, która od trzech lat zmaga się z nowotworem jajnika, potrzebuje dodatkowej kuracji za pomocą leku o nazwie olaparib. Jedno opakowanie kosztuje prawie 20 tysięcy złotych, więc piosenkarka postanowiła szukać pomocy u swoich fanów.
Kora i jej mąż, Kamil Sipowicz podjęli już decyzję o sprzedaży mieszkania. Niestety, środki z tej transakcji też kiedyś się skończą. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej opowiedzieli o kulisach zbierania pieniędzy na lek.
Ja mam możliwość, żeby o tym mówić, a inne kobiety nie. Ja sobie zawsze jakoś radzę. Już sprzedajemy mieszkanie, żeby starczyło na ten lek - powiedziała Kora. (...) Ja przechodzę przez leczenie, przez to piekło, i to w sensie dosłownym. Kamil zna się na sprawach formalnych. Ja się już w tym gubię. Po prostu pewnych rzeczy nie rozumiem. I nie chcę rozumieć. (...) NFZ siedzi jak ta żmija na skarbie. I oszczędza - nie na sobie, na pacjencie.
Wątek finansowy stanowi ważną część wywiadu z Korą i Sipowiczem. Mimo że piosenkarka należy do grona najpopularniejszych gwiazd w kraju, zdaniem jej męża nie ma wcale rewelacyjnej sytuacji finansowej. Dwa domy i mieszkanie nie oznaczają zbyt wiele:
Kora za komuny była wielką gwiazdą, robiła koncerty na setki tysięcy ludzi. I jak się skończył ten pierdolony komunizm i nowy rząd zrobił denominację, to się spotkały z Agnieszką Osiecką i sobie powiedziały, że są gołe i wesołe - powiedział Sipowicz.
Nie jesteśmy jakimiś potwornymi bogaczami. Mamy mieszkanie, domy, w Warszawie i na Roztoczu. Jak sprzedamy mieszkanie, powiedzmy za milion, milion dwieście, to wystarczy nam na trzy lata. Podobno jest kobieta, która na tym leku żyje siedem lat. To ponad 2 mln zł! Może później sprzedamy domy? Ale co, będziemy mieszkać w norze? Kora już nie gra koncertów, ja mam jakieś dochody nieszczególne.
Ale co ja będę opowiadał, robimy, co możemy. Zebraliśmy już 60 tysięcy. Ale dałby Bóg, żeby to refundowali. Bo Kora tylko reprezentuje te dwieście kobiet, dla których olaparib to życie jest po prostu.