Tomasz Lis wieszczył swoje odejście z Telewizji Polskiej jeszcze przed wygraniem wyborów przez Prawo i Sprawiedliwość. Nie był jednak pierwszym ze zwolnionych po przejęciu TVP przez Jacka Kurskiego - najpierw pożegnano się z Beatą Tadlą i Piotrem Kraśko, a także jego żoną Hanną. Tomek poprowadził jeszcze kilka odcinków swojego programu, chociaż ostatni z nich wyemitowano w atmosferze skandalu.
W dzisiejszym Fakcie znalazł się wywiad z Kurskim, który zapewnia, że ze wszystkimi swoimi pracownikami rozstał się w kulturalny i, jak sam to określa, "naprawdę sympatyczny" sposób. Twierdzi też, że zachowanie Lisa przed nagraniem ostatniego odcinka Tomasz Lis na żywo było zwykłym szantażem.
Wygląda na to, że nie ma pan wielkiego wpływu na dobór gości zapraszanych do programów informacyjnych. Niedawno pana wróg, Roman Giertych przechwalał się, że pojawi się na antenie TVP Info i ujawni kompromitujące pana dokumenty. Była pokusa, by nie wpuścić go na wizję? - pytał dziennikarz.
Chciał mnie sprowokować, bym zdjął program. Okazało się, że blefował. Jego chwyty są tanie i proste do rozszyfrowania. To samo robił Tomasz Lis. Wypisywał na Twitterze obraźliwe rzeczy pod adresem władz telewizji, choć w kontrakcie miał zakaz jakichkolwiek publicznych wypowiedzi. A do tego łamał parytety, zapraszał do programu prawie wyłącznie przedstawicieli antypisowskiej opcji. Gdybym go wyrzucił, mógłby się nadymać i robić z siebie ofiarę PiS - tłumaczy Kurski i dodaje, że udało mu się upokorzyć Lisa: A tak będzie żył z piętnem człowieka, którego wyrzuciła Platforma Obywatelska. To nominat PO, Janusz Daszczyński uznał, że program Lisa nie spełnia reguł Telewizji publicznej. To dla Lisa najgorsza kara.
Chociaż Lis nie ma już swojego programu w żadnej telewizji, pozostał naczelnym Newsweeka, jest też bardzo aktywny na Twitterze. Zobacz: Lis: "Niech Kaczyński przyzna, że KAZAŁ BRATU LĄDOWAĆ!"