Anna Popek jest jedną z największych beneficjentek "dobrej zmiany" przeprowadzanej przez Prawo i Sprawiedliwość rękoma Jacka Kurskiego w Telewizji Polskiej. Nie tylko zrealizowane zostaną jej dwa autorskie pomysły na programy, to jeszcze udało się jej awansować z pasma śniadaniowego do wieczornego. Dołączyła do Agaty Młynarskiej, która przyznała niedawno, że nie wie, czy jej kontrakt z TVP zostanie przedłużony.
Zobacz: Młynarska o "Świat się kręci": "Kontrakt kończy mi się w sierpniu, zobaczymy, co będzie dalej..."
Tymczasem Anna wspomina na swoim blogu, jak ciężkie było jej życie za czasów Pytania na śniadanie:
Ja i moja rodzina żyliśmy w rytmie zawodowych poranków. Wieczory, kiedy musiałam czytać dokumentację, iść wcześniej spać i nie mogłam być tak do końca obecna w życiu dzieci, bo miałam nos w komputerze. Poranki, kiedy bron Boże nie można było zaspać - więc dwa budziki nastawiane starannie co wieczór - narzeka prezenterka. Wigilijne świty, kiedy życzyliśmy widzom Wesołych Świat i potem pędziliśmy do domów, żeby zdążyć ze wszystkim przed pierwsza gwiazdką. Sylwestry, które kończyłam najdalej po pierwszym noworocznym toaście, bo po porannym programie nie miałam już sił na taniec i na zabawę i po prostu zasypiałam na stojąco. Wstawałam o 5 -tej, piłam ciepłą wodę z cytryną i wyjeżdżałam z domu. Przez lata wytrenowałam organizm tak, że teraz w ciągu 15 minut potrafię się obudzić, zaparzyć i wypić kawę, umalować się, ubrać i wyjść z domu.
Aż trudno uwierzyć, że w tak dramatycznych warunkach wytrzymała 12 lat. Zwłaszcza że dotychczasowi pracodawcy często dawali jej do zrozumienia, że nie musi się tak męczyć.
Zobacz: Popek też straci pracę?