Rok temu Beata Kozidrak wyprowadziła się z rezydencji pod Lublinem i zamieszkała u córki w Warszawie. Oficjalnie chciała w spokoju popracować nad materiałem na nową płytę. Jednak podobno chodziło głównie o to, że miała dość zaborczego męża, który na dodatek miał ponoć... "kłopot z wiernością". Andrzej Pietras, mąż piosenkarki, pełniący również obowiązki jej menedżera w pierwszym odruchu uniósł się honorem i zapowiedział żonie, że wróci do niego z podkulonym ogonem, bo bez niego jest nikim. Tak się jednak nie stało.
Wręcz przeciwnie. Kozidrak od czasu ślubu, który wzięła jako maturzystka, nie miała jeszcze okazji zasmakować wolności. Okazało się, że takie życie bardzo jej odpowiada.
Z czasem Beata kupiła własny, wart 2 miliony złotych, dom pod Warszawą i zaangażowała nową firmę, by zajęła się jej karierą.
Tabloidy szacują, że piosenkarka do końca roku może zarobić nawet 5 milionów złotych. Beata zrozumiała, że mąż nie jest jej do niczego potrzebny. 10 maja złożyła w lubelskim sądzie pozew rozwodowy. Zobacz: Kozidrak się rozwodzi! "10 maja wpłynął pozew rozwodowy Pietrasów"
To przekonało Pietrasa, że Kozidrak jednak nie wróci do niego z płaczem. W rozmowach z mediami nadal udaje, że w jego relacjach zawodowych z żoną nic się nie zmieniło.
Nie mam czasu, ja tu ważne umowy podpisuję - oświadczył dzwoniącemu do niego dziennikarzowi Faktu.
Jednak, jak ujawniają znajomi Beaty, jej mąż już niczego nie podpisuje, bo piosenkarka całkowicie odcięła go od swojego życia i kariery.
Ona od dawna mieszka już w Warszawie, a mąż w ich domu w Lublinie. Beata ma dość udawania, że wszystko jest w porządku - komentuje informator tabloidu. Tym bardziej, że praca z Andrzejem okazała się niezręczna po rozstaniu. Stąd jej decyzja o uporządkowaniu ich relacji. On nadal chce jeździć na koncerty z Beatą i negocjować jej kontrakty jako menedżer. W końcu jego całe życie zawodowe było oparte na jej karierze. Nie wie, co innego miałby ze sobą robić.