10 maja do lubelskiego sądu wpłynął pozew rozwodowy złożony przez Beatę Kozidrak. Piosenkarka po roku separacji uznała, że utrzymywanie fikcji szczęśliwego małżeństwa nie ma już sensu. Nie spełniły się ponure przepowiednie męża, który zapowiedział jej, że "jeszcze wróci do niego z płaczem". Beata ułożyła sobie życie na nowo bez niego.
Ma do tego warunki finansowe. Wprowadziła się do wartej 2 miliony złotych willi pod Warszawą i nawet zdążyła urządzić w niej tegoroczne święta wielkanocne. Zatrudniła też nowych menedżerów. To była chyba dobra decyzja, bo zysk Kozidrak tylko do końca tego roku szacowany jest na 1,5 miliona złotych. Przypomnijmy: Kozidrak zarobi 1,5 miliona. W rok!
W końcu Beata zrozumiała, że mąż nie miał racji, wmawiając jej przez 35 lat, że bez niego do niczego by nie doszła.
Sytuacja Pietrasa wygląda za to nieciekawie. Wprawdzie na początku małżeńskiego kryzysu próbował wykazać się sprytem i zarejestrować na siebie znak towarowy Bajmu, ale, jak donosi tygodnik Twoje Imperium, nic z tego nie wyszło.
Pomysł był rzeczywiście bardzo przemyślany. Gdyby Pietrasowi się udało, uzyskałby wyłączność na upublicznienie nagrań zespołu i jego koncertów. Wtedy Beata zostałaby z niczym. Jednak, jak ujawnia rzecznik Urzędu Patentowego, postępowanie w tej sprawie umorzono.
Zapowiada się, że Pietras, pozbawiony praw do twórczości Bajmu, będzie ostro walczył w sądzie o korzystny dla siebie podział majątku. W jego skład wchodzi kilka nieruchomości w Polsce i za granicą, samochody i prywatny samolot.
Dla niego to naprawdę trudna sytuacja - komentuje w tabloidzie menedżerka koncertowa Bajmu i autorka książki o zespole, Ewa Tutka. Myślę, że jest kwestią tygodnia lub dwóch, żeby doszedł do siebie, a wtedy zacznie rozmawiać z mediami. Proszę dać mu czas, z pewnością niedługo zaspokoi ciekawość dziennikarzy.