Trzy tygodnie temu w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie japońscy specjaliści przeprowadzili pionierski w Polsce zabieg polegający na wszczepieniu specjalnego stymulatora układu nerwowego. Ma on na celu poprawienie stanu osób pozostających od wielu lat w śpiączce. Wśród sześciu osób, zakwalifikowanych do operacji, znalazła się 22-letnia córka Ewy Błaszczyk, Aleksandra Janczarska, która od 16 lat znajduje się w śpiączce. 61-letnia aktorka, która od lat szefuje założonej przez siebie Klinice Budzik, zapowiadała przed operacją, że nie chce robić sobie nadmiernych nadziei.
Staram się bronić przed takim życzeniowym myśleniem - wyznała wtedy w Fakcie. Zobacz: Jest szansa dla córki Ewy Błaszczyk? "Bronię się przed życzeniowym myśleniem"
Trzy tygodnie po operacji w stanie zdrowia Oli widać delikatną poprawę.
Występuje zmniejszenie spastyczności są takie drobne rzeczy, minimalne kroczki. Ola na pewno lepiej trzyma głowę, ma luźniejszą lewą rękę, która była wcześniej bardzo spięta - relacjonowała aktorka w tabloidzie. Trzeba mieć cierpliwość. Wszystko skrzętnie zapisywać, obserwować, kręcić filmy i fotografować. To są takie drobiażdżki. Trudno je ocenić.
Jednak w rozmowie z Dobrym Tygodniem dr Monika Barszczewska ujawnia, że pewne sygnały świadczą o tym, że najprawdopodobniej udało się nawiązać kontakt z Olą.
Czasem wykonuje polecenie ściśnięcia palca, który wkładamy jej w dłoń - opowiada w katolickim tabloidzie lekarka. Wiemy, że robi to świadomie, bo przez jakiś czas powtarza tę czynność na nasze polecenie. To juz sporo, bo wcześniej takich zachowań nie przejawiała.