Mateusz Kijowski, założyciel i lider Komitetu Obrony Demokracji udzielił Newsweekowi kolejnego wywiadu, w którym zwierza się z obaw o własne bezpieczeństwo. Jego zdaniem media, prawdopodobnie na polecenie rządu, manipulują informacjami na jego temat, a służby specjalne zakładają podsłuchy. Zapewnia też, że nie jest alimenciarzem, a wypominanie mu, że nie płacił alimentów jest nieetyczne.
Najwyraźniej ciągle ma żal do Super Expressu o ujawnienie w grudniu zeszłego roku zaległości alimentacyjnych Kijowskiego. Tabloid poinformował wówczas, że założyciel KOD-u jest winien własnym dzieciom ponad... 83 tysiące złotych. Wraz z kosztami postępowania komorniczego kwota ta wzrosła do ponad 100 tysięcy. Kijowski bronił się, argumentując, że "płaci, ile może". Czyli około tysiąca złotych miesięcznie na troje dzieci.
W jego obronie stanął wtedy Jacek Żakowski, który przekonywał, że należy mu się szacunek, bo kiedy mężczyźni walczą o ojczyznę, trudno od nich wymagać, by myśleli o dzieciach, które spłodzili: Żakowski broni Kijowskiego: "Mężczyźni zostawiają kobiety z dziećmi i idą na wojnę! Należy mu się szacunek!"
Super Express, który manipuluje w sprawie mojej pracy z PZU, zrobił to samo w sprawie alimentów - broni się teraz Kijowski. Wtedy jeszcze nie miałem alimentów. Na krótko przed rozstaniem z żoną miałem tę pracę w PZU, więc sąd ustalił wysokie alimenty. Potem pracę straciłem, a alimenty pozostały wysokie. Musiałem odejść po tym, jak powiedziałem w obecności prezesa PZU, odpowiedzialnego za IT, że możemy wiele zrobić we własnym zakresie. Próbuje mi się wmawiać, że łamię prawo, że jestem alimenciarzem. To bzdura, płacę alimenty regularnie, nie kwalifikuję się do takiej definicji. A mimo to ciągle jestem atakowany przez generałów szczujni. Ludzi, którzy wrzucają do sieci materiał, jasno wskazujący, co należy z czym wiązać. Później lecą setki, tysiące komentarzy od anonimowych ludzi, którzy się na mnie wyżywają, nie wiedząc ani nie rozumiejąc. Są też internetowe trolle, boty, fejkowe konta, stworzone wyłącznie po to, żeby po mnie jeździć. Szkoda mi czasu na czytanie takich bredni. Ale jeżeli nic nie ma i próbuje się wytworzyć sztuczny temat, zasugerować, że mam na komputerze pornografię dziecięcą, to już jest grubsza sprawa. Na wszelki wypadek sporządziłem notarialnie kopię bezpieczeństwa, żeby było wiadomo, co tam było i żeby nikt nie mógł mi nic podrzucić.
Kijowski podejrzewa też, że on i czołowi działacze KOD-u są systematycznie podsłuchiwani.
Nie mogę oczywiście z pełnym przekonaniem mówić, że nasze spotkanie jest nagrywane - zastrzega w wywiadzie. Ale z całą pewnością mieliśmy wiele sygnałów od ludzi, którzy gdzieś tam w służbach siedzą bądź mają kontakty, że wszystkie telefony tych, którzy podejmują w KOD decyzje, są na podsłuchu. Oczywiście cała komunikacja elektroniczna, konta e-mailowe i tak dalej. Nie ma żadnej wątpliwości, że tak się dzieje. Ustawa o inwigilacji, która weszła w życie na początku lutego, nie wymaga nakazu sądu. Wprowadza możliwość inwigilowania bez żadnej kontroli. Każdy funkcjonariusz może powiedzieć: o, mam wrażenie, że żona mnie zdradza, założę jej podsłuch. Albo może powiedzieć: wkurza mnie, że sąsiad źle parkuje pod domem, założę mu podsłuch albo zajrzę w e-maile. W końcu coś znajdę i mu dokopię. Prokuratura jest obecnie agencja polityczną. Na podstawie ustawy o prokuraturze, która weszła w życie na początku marca, prokurator ma obowiązek wszcząć postępowanie, kiedy przełożony mu każe, niezależnie od tego, czy są dowody czy nie. I ma umorzyć postępowanie, kiedy przełożony mu każe, niezależnie od tego, czy są dowody czy nie. Jestem przekonany, że w KOD jest wielu ludzi, którzy maja jakieś kontakty ze służbami. Byłbym zdziwiony, gdyby było inaczej.